Czy Polska będzie palić mosty?

Medal ma tylko dwie strony, jednak w polityce międzynarodowej jest ich znacznie więcej, a UE nie jest gotowa na przekroczenie czerwonych linii.

Wydawało się, że po aresztowaniu Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys, znanych w całej Polsce, i innych działaczy mniejszości polskiej w Białorusi, reżim Łukaszenki przekroczył już wszelkie czerwone linie w stosunkach z Warszawą. Wielu polskich polityków, dziennikarzy i publicystów, wiele osób publicznych oczekiwało od polskiego rządu zdecydowanych działań odwetowych. Wydaje się jednak, że w Polsce wyczerpał się już standardowy zestaw reakcji dyplomatycznych, które nie niosą ze sobą nieprzewidywalnego ryzyka i które można by zastosować w takim przypadku.

Teoretycznie Warszawa mogłaby wydalić więcej białoruskich dyplomatów, ale po wojnie dyplomatycznej w ostatnich miesiącach już prawie nie ma kogo odsyłać. W Białorusi zostało nieco ponad 10 polskich konsulów, a to już jest wartość krytyczna. Następnym krokiem jest całkowite zamrożenie stosunków i ogromne załamanie organizacyjne. Przecież Polska dobrze rozumie: dla Łukaszenki setki tysięcy Białorusinów, którzy pracują, studiują lub co roku przyjeżdżają do Polski w celach turystycznych, nie są argumentem. A tym bardziej nie są dla niego argumentem tysiące chętnych do otrzymania Karty Polaka. Jeśli sytuacja stanie się jeszcze bardziej napięta, dyktator nie zawaha się – odeśle ​​wszystkich polskich dyplomatów, pozostawiając jednego lub dwóch do komunikacji. A to oznacza, że Białorusini będą musieli jeździć do Kijowa, Lwowa, Łucka czy Moskwy, aby wyrobić polską wizę. Następnym krokiem byłoby całkowite zawieszenie stosunków dyplomatycznych, ale dla Warszawy też nie jest to dobre rozwiązanie, bo z Mińskiem musiałaby się komunikować się poprzez trzeci kraj i nietrudno zgadnąć, który.

Co pozostaje? Gospodarka. W końcu kraje handlują ze sobą, nawet jeśli nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Jak w przypadku Rosji i Gruzji czy Rosji i Ukrainy, które de facto już siedem lat pozostają w stanie wojny. Ale prowadzą handel. Dlatego uwagę wielu osób przykuły słowa szefa polskiego rządu, Mateusza Morawieckiego, który 25 marca po zatrzymaniu działaczy mniejszości polskiej powiedział, że Polska zaproponuje Litwie i Łotwie wprowadzenie ograniczeń w przepływie towarów z Białorusi. Podobne oświadczenie padło podczas szczytu UE 26 marca: zapowiedziano ograniczenia, jeśli władze w Mińsku nie zaprzestaną represji. Władze nie zaprzestały represji, ale nadal nie ma ograniczeń na granicy. Polska, podobnie jak cała Europa, żyje trzecią falą pandemii, a kwestia białoruska zeszła na drugi, a nawet na trzeci plan.

Dziennikarze czekają na wyjście radcy-wysłannika ambasady Białorusi w Polsce Alaksandra Czasnouskiego pod polskim MSZ. Warszawa, Polska. 23 marca 2021 r. Zdjęcie: Biełsat

Łatwo jest mówić o sankcjach gospodarczych, ale nie jest łatwo je nałożyć. Dlatego UE dotychczas ograniczała dostęp do swojego rynku tylko tym białoruskim firmom, które prawie nie są obecne na europejskim rynku. Dziś w Białorusi działa 345 firm z polskim kapitałem, a ich obroty handlowe w ubiegłym roku wyniosły 2,49 mld dol. Bezpośrednich polskich inwestycji nie ma zbyt wiele, ale są one warte ponad 140 mln dolarów. Zwykle firmy te działają w Białorusi na lepszych warunkach niż firmy białoruskie: Łukaszenka taką politykę prowadzi od wielu lat. Dlatego ma swoich lobbystów w krajach europejskich, w szczególności w Polsce. I już dziś pojawiają się nieśmiałe głosy, że Białoruś przyciąga inwestorów.

Polski rząd nie może zakazać prywatnemu przedsiębiorcy handlu lub inwestowania w Białorusi. Przecież to jest demokracja, a każde działanie władz ograniczające prawa lub wolności gospodarcze skończy się w sądach – nie tylko polskich, ale i europejskich.

Kto zapłaci za straty polskich przedsiębiorców lub inwestorów współpracujących z Białorusią? Nie ma europejskich sankcji sektorowych, które ograniczałyby współpracę w określonych obszarach.

Jednak bolesne sankcje nadejdą ze Stanów Zjednoczonych pod koniec kwietnia i dotkną m.in. białoruski sektor rafineryjny. Będą problemy z płatnościami w dolarach, ale nie tylko. Dziś w europejskich stolicach są oddziały białoruskich przedsiębiorstw państwowych, taka firma istnieje również w Warszawie. W jaki sposób sankcje USA wpłyną na jej działalność, pozostaje wielkim znakiem zapytania. Pytaniem pozostaje również to, jak Ukraińcy będą kupować białoruskie paliwo w takich warunkach. „Nie zapominaj, że istnieją jeszcze firmy offshore” – wyjaśnił mi niedawno pewien ukraiński bankier.

 

Przetłumaczone z https://blstv.eu/news/16-04-2021-tsi-budze-polshcha-palits-masty/

Zdjęcie tytułowe: Wydział Konsularny Ambasady RP w Grodnie. Zdjęcie: Biełsat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *