Białoruś – kto kogo? Część 2.

Znanego białoruskiego analityka i spin-doktora Witala Szklaraua zatrzymano pod koniec lipca. Od ponad dwóch miesięcy Wital bezpodstawnie przebywa w białoruskim areszcie. Według ostatnich doniesień, jego stan znacznie się pogorszył. Przedstawiamy Państwu jedno z ostatnich jego opracowań, które napisał, będąc jeszcze na wolności. Wiele prognoz autora się spełniło.

Oryginalny tekst ukazał się w New Eastern Europe

Część 2: jutro, które nadeszło

Rezultat aresztowania Babaryki był nieoczekiwany: wzrosła uwaga społeczeństwa na trwającą kampanię, a poparcie przeniesiono na trzeciego, silnego kandydata, Walerego Capkałę. Capkała to doświadczony dyplomata, dobrze znany na Zachodzie, przez długi czas pracował w Waszyngtonie. Od 2005 roku kierował Parkiem Wysokich Technologii – białoruską Doliną Krzemową, w której działa wiele odnoszących sukcesy firm IT. Jest także przedstawicielem elity kraju, a jednak przeciwstawił się Łukaszence. Wydarzenia szybko się rozgrywają, a na wyciąganie wniosków jest jeszcze za wcześnie. Ale kilka charakterystycznych cech przedwyborczego protestu na Białorusi jest już widocznych.

Przede wszystkim, na Białorusi naprawdę dojrzewało masowe niezadowolenie z reżimu. Co więcej, nie tylko w dużych miastach, ale także w małych osadach, które tradycyjnie są bardzo odległe od polityki. Po drugie, ludzie nie są tak zainteresowani tym, kto dokładnie zostanie następnym prezydentem – najważniejsze, żeby nie był to Łukaszenka. Dlatego ludzie wspierają przede wszystkim kandydatów, którzy są najpotężniejszymi rywalami urzędującego prezydenta.

Oznacza to, że stłumienie protestu będzie bardzo trudne: nie będzie można go po prostu uciąć, bo jest „oddolny”. Protestujący nie mają ani siedziby, ani przywódcy. W rzeczywistości znaczna część ludności buntuje się przeciwko reżimowi, zjednoczona jednym pomysłem – Łukaszenka powinien odejść. Gdy tylko jeden lider zostanie wyeliminowany, jego miejsce natychmiast zajmuje inny. Należy założyć, że jeśli Łukaszence w ogóle uda się uwięzić wszystkich obecnych kandydatów, to od razu mogą znaleźć się inni przywódcy, nawet jeśli nie są oni oficjalnymi kandydatami na prezydenta.

Teraz zwolennicy Babaryki, mimo że sam kandydat przebywa w więzieniu, opublikowali wideo proponujące referendum na Białorusi, domagające się przywrócenia konstytucji do stanu sprzed nowelizacji z 1996 roku. Aby rozpocząć referendum, trzeba zebrać 450 tys. podpisów. Przez długi czas uważano to za niemożliwe, ale teraz, gdy sam Babryka zebrał 435 tysięcy podpisów poparcia, sytuacja radykalnie się zmieniła.

Według Łukaszenki nie ma sposobu, aby pozytywnie przeciwdziałać tej presji. Pozostaje więc tylko aresztować jeden po drugim liderów protestów, rozpędzić wiece siłą. W zasadzie nie można powiedzieć, że taki scenariusz utrzymania władzy przeraża Łukaszenkę. Po wyborach, w których wygrał miażdżącym wynikiem, były już masowe protesty. Łukaszenka poradził sobie wtedy całkiem pomyślnie: wiele osób otrzymało wyroki więzienia, a protesty zostały stłumione. Jest możliwe, że ma nadzieję, że w tegorocznej kampanii wszystko potoczy się według tego samego scenariusza: protesty będą gwałtowne, ale ostatecznie ustaną.

Być może tak jest. Ale obecna sytuacja w kilku punktach różni się zasadniczo w stosunku do tej, która była wcześniej.

Po pierwsze, protesty rozpoczęły się na długo przed wyborami! Dotychczas ludzie zaczynali wychodzić na ulice dopiero po ogłoszeniu przez komisję wyborczą bezwarunkowego zwycięstwa Łukaszenki – czuli, że oficjalne dane nie odpowiadają ich przewidywaniom związanym z głosowaniem. To była naturalna ludzka reakcja na oczywiste oszustwo. Teraz Białorusini byli z góry przygotowani na to, że próbuje się ich oszukać i dlatego chcą zapobiec oszustwom.

Po drugie, zaplecze protestacyjne ciągle rośnie. I jest tutaj interesujący niuans. Z jednej strony tylko protesty w Mińsku, w stolicy, mogą naprawdę zmienić stan rzeczy w kraju. Ale z drugiej strony mińska milicja wie, jak „kompetentnie” rozproszyć działaczy: działają ostro, ale bez zbędnego użycia siły, tylko pięściami i pałkami. Milicja na prowincji nie może tego zrobić. A eskalacja przemocy – jeśli wśród protestujących będą ciężko ranni lub zabici – doprowadzi nieuchronnie do gwałtownego wzrostu niezadowolenia już w Mińsku. A potem reżim może poważnie się zachwiać. Oczywiście, wiele będzie zależeć od samych funkcjonariuszy milicji. Jest wśród nich mnóstwo młodych ludzi – w rzeczywistości są to ci sami faceci, którzy stoją w kolejkach protestu. Oglądają te same filmy na YouTube, widzą swoich byłych kolegów z klasy machających kapciami. I nie mogą przestać się zastanawiać: gdzie jest ich właściwe miejsce w tym równaniu?

Po trzecie, tym razem niezadowolenie z urzędującego prezydenta wyrażają nie tylko zwykli obywatele, ale także przedstawiciele elit. Babaryka i Capkała byli naturalnymi sojusznikami Łukaszenki, żyli bardzo dobrze za Baćki i równie dobrze mogli pozostawać na swoich ciepłych posadach do późnej starości. Okazało się jednak, że takim prezydentem też są już zmęczeni!

Po czwarte, obecny protest różni się od poprzednich z innego ważnego powodu. Jak pisałem wcześniej, przez długi czas niezadowoleni Białorusini mieli proste wyjście z sytuacji: wyjeżdżali do Moskwy, krajów bałtyckich, Ukrainy, Polski lub daleko zagranicę. Jednak teraz, podczas izolacji z powodu koronawirusa, młodzi ludzie i aktywiści nie mają dokąd wyjechać! A kategorycznie nie chcą żyć z Łukaszenką. I wielu z nich jest gotowych na ostateczne starcie z reżimem.

Łukaszenka to doświadczony taktyk, który doskonale zna ludzi pod swoimi rządami. Naturalnie, nie będzie pokornie czekał, aż zostanie zdetronizowany, będzie próbował aktywnie wpływać na sytuację. I robi to już teraz, przetrzymując w areszcie Cichanouskiego i Babarykę, a innych zmuszając do opuszczenia kraju.

Jednocześnie przy pomocy swoich mediów stara się ukazać sytuację tak, jakby za protestami stali lalkarze z Rosji – jacyś bezimienni „rosyjscy oligarchowie”. Jego zdaniem ta retoryka powinna być korzystna dla Zachodu, a także ostudzić wielu protestujących na Białorusi: prozachodnie nastroje w tym kraju są obecnie dużo bardziej żywe niż prorosyjskie.

Jednak na razie dzieje się źle. Białorusini nie wierzą w jego wypowiedzi. Zachód jest bardzo ostrożny w stosunku do tego, co się dzieje. Innymi słowy, Łukaszenka doskonale wie, że przeciwstawiają mu się nie jakieś zagraniczne siły zakulisowe, ale naród białoruski. Ludzie też to wiedzą. Karty zostały rozdane, strony patrzą na siebie z wielką wzajemną niechęcią, każdy z własnej strony planszy. Gra będzie wymagająca i niebezpieczna, ale również niezwykle interesująca.

Zdjęcie: Sergei Grits / AP Photo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *