Polityczny testament Alaksandra Łukaszenki

Wreszcie pojawił się niekonstytucyjny dekret Łukaszenki upoważniający Radę Bezpieczeństwa do przejęcia władzy. Wiąże się z tym jednak szereg refleksji i konsekwencji.

 W skrócie:

  • W tym niekonstytucyjnym dekrecie jest wiele niezrozumiałych kwestii.
  • Jego treść w ogóle nie odpowiada jego nazwie.
  • Chcąc zastraszyć ludzi, jak najbardziej zdyskredytować opozycję, władze faktycznie podjęły się desakralizacji Łukaszenki.
  • Tym dekretem sam Łukaszenka otwiera przed społeczeństwem horyzonty epoki postłukaszenkowskiej.

Swoim dekretem Łukaszenka zapoczątkował ogromne zamieszanie prawne, które nie może się dobrze skończyć.

Dla Łukaszenki ważne było to, aby dekret został podpisany 9 maja, w Dzień Zwycięstwa, co powinno nadać dokumentowi dodatkowej symboliki.

Treść dokumentu nie odpowiada tytułowi: „O ochronie suwerenności i porządku konstytucyjnego”. Nie jest jasne, co np. mechanizm zastępowania władzy po odejściu Łukaszenki ma wspólnego z suwerennością.

Wiele napisano o treści dekretu. Myślę, że wielu aktorów politycznych będzie chciało wysłuchać opinii Trybunału Konstytucyjnego na temat jego zgodności z Konstytucją.

Ale oto jego interesujące konsekwencje. Nie tylko bezpośrednie polityczne i prawne, ale także publiczne, jego wpływ na świadomość społeczną. W całej tej historii władze mają inny problem, którego zdają się nie zauważać. Zobaczmy, co widzi przeciętny człowiek na oficjalnym ekranie informacyjnym. Reforma konstytucyjna, po której nie jest jasne, jaka będzie nowa struktura władzy i jakie będzie w niej miejsce Łukaszenki. Spisek przeciwko Łukaszence, o którym od kilku tygodni informują państwowe media. Oto dekret na wypadek, gdyby Łukaszence coś się stało.

To nie przypadek, że w dawnych czasach władcy ukrywali się przed ludem, próbując konspirować, aby nie ujawniać swojej słabości, podatności na publiczną kontrolę i nie przywiązywać większej wagi do wrogów.

Ale chcąc przestraszyć ludzi, jak najbardziej zdyskredytować opozycję, w rzeczywistości władze podjęły się desakralizacji Łukaszenki. Dekret nr 2 jest politycznym testamentem Łukaszenki. Kiedy tu, w naszym kraju, ludzie piszą testamenty? Na przykład, w Ameryce, wszyscy, niezależnie od wieku, piszą tego rodzaju dokumenty za młodu. A tu testament spisuje się w związku z przeczuciem odchodzenia do innego, lepszego świata. W naszym przypadku mówimy o odejściu politycznym.

Pamiętajmy o konkluzji słynnego rosyjskiego polityka Wiaczesława Wołodina: „Jest Putin – jest Rosja, nie ma Putina – nie ma Rosji”. Od 27 lat media państwowe wyciągają podobny wniosek w odniesieniu do białoruskiego społeczeństwa, Putina zastępując nazwiskiem Łukaszenki.

A teraz sam Łukaszenka i jego sztab, być może przypadkiem, poruszyli kwestię Białorusi bez Łukaszenki. Dekret nr 2 to przeznaczenie, poczucie zagłady, brak perspektyw. To kontynuacja zeszłorocznej opowieści o pojawieniu się na ekranie Łukaszenki z karabinem maszynowym i w kamizelce kuloodpornej. Oznacza to, że tym dekretem on sam otwiera społeczeństwu horyzonty epoki postłukaszenkowskiej.

Podpisując dekret, Łukaszenka poddaje pod dyskusję publiczną kwestię tego, co stanie się po Łukaszence, mimowolnie prowokując sztuczny kryzys jego legitymizacji. W podświadomości białoruskiego społeczeństwa tkwi idea pokazująca, że Białoruś może istnieć bez Łukaszenki. To zamach w umysłach jego zwolenników.

Przetłumaczone z https://svabod1.azureedge.net/a/31246518.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *