Pierwsza śmiertelna ofiara milicji

Wczoraj podczas protestu w Mińsku zginął mężczyzna. Co mówią o tym świadkowie?
Z redakcją Tut.by skontaktował się mieszkaniec domu przy ulicy Prytyckiego 38, sąsiadującej ze sklepem Bogatyr. Widział ze swojego balkonu, co działo się wczoraj w pobliżu stacji metra Puszkinskaja.
– Stało się to około 23.00. Było kilka huków, wybuchów, widać było gaz łzawiący… Transport zatrzymał się, na skrzyżowaniu panował chaos – czasem dopuszczono karetki, zatrzymywały się trolejbusy, kierowca trolejbusu nr 44 zamknięty w środku, dwóch policjantów próbowało do niego dotrzeć i zmusić do odjazdu, odmówił. Mężczyzna, który rzekomo potem zmarł, pobiegł do łańcucha OMON. Trzymał coś w dłoni, zamachnął się, żeby coś rzucić, ale nie rzucił, pochylił się i upadł. Nie było tam wybuchu: upadł. Kilku policjantów natychmiast podeszło do niego i wyprowadziło.
Rozmówca podkreśla, że ​​nie widział, że coś eksplodowało w dłoni mężczyzny.
– Widziałem, jak chwieje się, osłabł i upadł.
Jurij jest pewien, że mężczyzna nie miał nic w rękach.
– Po prostu stał, nie uciekał, gdy wszyscy rozproszyli się po pierwszym ataku granatami błyskowymi, albo był ogłuszony, albo coś mu się stało. Potem zobaczyłem, jak ktoś wyrzucił coś w postaci półkuli od strony milicji do środka skrzyżowania, z której zaczęły latać w różnych kierunkach jakieś elementy.
Według Jurija, po tym, jak mężczyzna upadł, nad skrzyżowaniem była zasłona dymna, a po około 30 sekundach w pobliżu mężczyzny były siły bezpieczeństwa.

Źródło: Tut.by

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *