Kobiety białoruskiego protestu

Właściwie od samego początku białoruskiej kampanii prezydenckiej jej demokratycznym symbolem stało się zdjęcie trzech młodych kobiet, które połączyły swoje sztaby wyborcze, aby pracować na rzecz jednej kandydatki – Swiatłany Cichanouskiej. Ich wspólne zdjęcia pojawiły się we wszystkich najważniejszych mediach i gazetach świata, a ich znaki rozpoznawcze w czasie protestów – zaciśnięta pięść, serce i litera V – stały się elementem memów i jednym z symboli białoruskiego zrywu społecznego.

Obrazy tych gestów zostały rozpowszechnione w internecie, zaczęto je też rysować na murach w miastach, drukować na koszulkach, umieszczać na plakatach i pokazywać w czasie marszów protestacyjnych. Niemniej jednak nie można tracić z pola widzenia przyczyn i warunków, w których te kobiety wzięły na siebie, mówiąc umownie, „przywództwo powstania”. Przyczyny te i warunki przywołują pamięć o dalekiej polskiej przeszłości, kiedy rozpoczął działalność związek zawodowy „Solidarność”.

Po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w grudniu 1981 roku aresztowano kilka tysięcy działaczy – członków „Solidarności”. I wtedy, jak pisze w swojej książce Sekret „Solidarności” amerykańska historyczka Shana Penn, „kobiety, które pokonały komunizm w Polsce”, kobiety, które pozostały na wolności, na jakiś czas wzięły na siebie cały ciężar pracy”. Coś podobnego stało się na Białorusi, gdzie, aby wyeliminować silnych kandydatów w wyborach prezydenckich, władza aresztowała dwóch z nich – Siarhieja Cichanouskiego i Wiktara Babarykę, trzeci natomiast, Walery Capkała, został zmuszony do opuszczenia kraju ze względu na zagrożenie prześladowaniami. W związku z tym pojawienie się na „pierwszej linii” trzech kobiet, które stanęły na niej w zastępstwie mężczyzn, jest rezultatem milicyjnego terroru na pewnym etapie prezydenckiej kampanii wyborczej. Dla kobiet stworzyło to, mówiąc językiem socjologicznym, „strukturę możliwości” uczestnictwa w polityce

Początkowo władze nie brały kobiet na poważnie. W odpowiedzi na wysunięcie kandydatury Swiatłany Cichanouskiej urzędująca wtedy głowa państwa, Alaksandr Łukaszenka, zaproponował nawet, aby zmienić Konstytucję i wprowadzić zapis o obowiązku odbycia służby wojskowej jako warunku uzyskania biernego prawa w wyborach prezydenckich. Użytkownicy sieci społecznościowych odpowiedzieli na tę propozycję inną, zupełnie odmienną: Nie rodziłeś dzieci? Nie możesz zostać prezydentem.

Obecnie dwie z trzech przywódczyń połączonego sztabu wyborczego przebywają zagranicą, ale nie z własnej woli; Maryja Kalesnikawa – ta która zawsze pokazywała serce – jest więźniarką polityczną. Dzieje jej zatrzymania zasługują na osobną opowieść. Maryję porwano dosłownie na bezludnej ulicy rankiem w Mińsku – zrobiło to kilku zamaskowanych mężczyzn, poruszających się  samochodem bez numerów rejestracyjnych, który odjechał w niewiadomym kierunku; na szczęście ktoś z przechodniów zdążył zarejestrować to telefonem.

Przesłuchiwano ją ponad dobę, żądano, aby opuściła kraj i grożono, że tak, czy inaczej, zostanie wywieziona „cała albo w kawałkach”. Jednakże, kiedy Marię przywieziono na granicę z Ukrainą, aby „wyrzucić” z kraju, zdołała podrzeć swój białoruski paszport i dzięki temu służbom specjalnym nie udało się jej deportować. Opowiedzieli o tym, już na Ukrainie, wyrzuceni z kraju jej współtowarzysze, których wieziono tym samym samochodem. „Ta kobieta ma jaja z tytanu” – tak skwitował tę historię na Facebooku jeden z komentatorów, w ten sposób potwierdzając za pomocą „politycznie niepoprawnego” sformułowania jej odwagę, żelazną wolę i wierność stawianym sobie celom.

Przez cały ten czas na białoruskich ulicach pełno jest protestujących kobiet. Po rozpoczęciu protestów w każdą sobotę miał miejsce „marsz kobiet”; na początku wydawało się, że władze obchodzą się z nimi łagodniej niż z mężczyznami.

Po pierwsze, masowe areszty kobiet są zbyt kosztowne dla władz – powodują zbyt duży uszczerbek na wizerunku, chociaż i tak obywatele białoruscy porównują obecne władze państwowe i administracyjne do „władzy okupacyjnej”.

Po drugie, wydaje się, że OMON i struktury siłowe przez jakiś czas straciły orientację, w jaki sposób postępować – a wszystko to dlatego, że aby masowo bić i aresztować kobiety trzeba złamać kilka tabu, co okazało się trudne nawet dla nich. Kobiety, które to spostrzegły, zaczęły chronić mężczyzn w czasie akcji protestacyjnych, ale dość szybko ta taktyka przestała być skuteczna: obecnie policjanci zatrzymują i mężczyzn, i kobiety. Teraz też płeć jest respektowana po umieszczeniu w areszcie, mianowicie zatrzymane kobiety od razu otrzymują pakiet od Czerwonego Krzyża z materiałami higienicznymi dla kobiet.

Relacjonujący białoruskie protesty dziennikarze prasowi i radiowi wiele razy pytali mnie: dlaczego kobiety białoruskie są tak aktywne politycznie, silne i skupione na realizacji swoich celów? Jedyna odpowiedź, której mogę udzielić jest następująca: a czyż kobiety nie są także obywatelami?

Zdjęcie: EaP/AP

Autor: Elena Gapova

profesorka Katedry Socjologii na Western Michigan University, założycielka Centrum Badań Genderowych na Europejskim Uniwersytecie Humanistycznym (Wilno, Litwa).

Zobacz wszystkie wpisy od Elena Gapova → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *