Język i strategie władzy wobec protestów

Pierwszy tydzień protestów na Białorusi pokazał dezorientację ze strony obozu Łukaszenki.  Przemoc, za pomocą której rozwiązywano „problemy” poprzednich wyborów, nie przyniosła skutku, a wręcz przeciwnie – wywołała większą falę niezadowolenia społecznego. Na samym początku zaskoczenie władz budziło to, że akcje nie mają liderów ani jawnych przywódców. 

Zapobiegawcze działania neutralizacji wszystkich potencjalnych liderów protestów otworzyły drogę ku nowej strategii – masowej akcji protestacyjnej bez głównych osób nią przewodzącej. Maszyna propagandowa oraz „ścięcie głowy” powyborczych akcji nie przyniosły, jak poprzednio w latach 2006-2015, oczekiwanego rezultatu. Przedstawiciele służb MSW, KGB, MO, w okresie przedwyborczym obsadzeni na kluczowych stanowiskach w państwie, otrzymali od Aleksandra Łukaszenki carte blanche na nieograniczoną brutalność w procesie pacyfikacji protestów. Po fali przemocy władza uświadomiła sobie, że zapowiada się długotrwały klincz ze społeczeństwem oraz pojawia się niebezpieczeństwo strajków, których, po zdegradowaniu niezależnych związków zawodowych, nikt w kraju się nie spodziewał. 

Po nieudanych spotkaniach z robotnikami fabryk oraz nieustających akcjach na ulicach całego kraju, obóz Łukaszenki przeszedł do bardziej strategicznych działań niż w pierwszych dniach po wyborach. Jeszcze przed momentem zaproszenia ekipy specjalistów ds. mediów z Rosji oraz wizyty Łukaszenki w fabryce MZKT w Mińsku, rozpoczął się proces tworzenia narracji „możliwego dialogu” drogą konstytucyjną. Aktywizacja państwowych ekspertów już w połowie pierwszego tygodnia protestów, służyła ich wyciszaniu oraz przygotowaniu do tego odpowiedniego języka. Warto zaznaczyć, że władza obrała strategię dialogu dość szybko po tym, jak nie sprawdziła się dawna metoda brutalnej przemocy wobec niepokornych obywateli. 

W pierwszym etapie strategii „wyciszania” protestów białoruscy komentatorzy i eksperci zaczęli stosować nieco hybrydowy język, który, z jednej strony trzymał się starej narracji marginalizującej demonstrantów, zaś z drugiej, tworzył odwołania do przestrzeni prawnej jako platformy dialogu. Należy również pamiętać o nieustających manipulacjach medialnych oraz dezinformacji i fake newsach. W konsekwencji media państwowe (do przyjazdu specjalistów z Rosji), a także tworzone wspólnie z Rosją i przez nią finansowane portale informacyjno-analityczne tj. eurasia.expert, odkb-csto.org oraz telewizja „Mir”, zaczęły przy jednoczesnym wprowadzaniu narracji dialogu, demonizować demonstrantów.

Warto też podkreślić, że oficjalny przekaz informacji w Rosji w pierwszych tygodniach był utrzymywany w pozycji neutralnej, oczekującej na medialny plan z góry. W początkowej fazie po wyborach podstawę języka obozu rządzącego można podzielić na kilka wątków narracyjnych, tworzących zarazem długoterminową strategię działań władzy w warunkach dla nich krytycznych.

Chcemy rozmawiać z liderami protestów

Wyjście poza granice tradycyjnego tłumienia protestów i uwięzienie liderów wprowadziło władze w pewne zakłopotanie. Alternatywni kandydaci w więzieniu, Cichanouską wypędzono z kraju, „starzy” liderzy prewencyjnie zatrzymani przed 9 sierpnia. Jednak demonstracje odbywały się wszędzie na masową skalę. Decentralizacja demonstracji w pierwszych tygodniach polegała na łączeniu spontanicznych akcji społeczeństwa w różnych zakątkach kraju. Utrudniało to służbom opanowanie ulicznych protestów. Nic dziwnego, że w momencie, w którym wyłaniali się liderzy komitetów strajkowych, byli oni zatrzymywani w trybie natychmiastowym.

Uwłaczający język wobec protestujących, obniżanie wartości demonstracji, przerzucanie winy

Jedne z najstarszych i najlepiej sprawdzonych metod języka polityki z zaznaczeniem, że w systemach autorytarnych przybierają absurdalne wymiary. Wymowny przykład to dezinformacja odnośnie liczby uczestników demonstracji 16 sierpnia: gdy na łukaszenkowskiej demonstracji zebrało się niecałe dziesięć tysięcy ludzi, w mediach podano liczbę siedemdziesięciu tysięcy uczestników. Z kolei w marszu niepodległości tego samego dnia szło, w różnych ocenach, kilkaset tysięcy demonstrantów, według mediów – dwadzieścia tysięcy. Język jest przesycony cudzysłowem, obniżana jest wartość żądań strajkujących i protestujących. Nadawany jest kontekst „my Was słyszymy, będziemy rozmawiać”, tym samym podejmując próbę „wyciszania” głównych postulatów protestujących – odejścia Łukaszenki. Semantyczne manewrowanie pomiędzy dezinformacją i „obiecankami” dialogu jednak nie przyniosły odpowiedniego efektu. W szczególności, gdy ruszył proces masowych zwolnień pracowników mediów państwowych z jednoczesnym obsadzaniem na ich miejscach rosyjskich dziennikarzy.   

Rola lokalnej administracji jako negocjatora

Bez wątpienia jest to główna iluzja pierwszych dwóch tygodni protestów, gdy administracja w miastach obwodowych i rejonowych wchodziła w dialog z protestującymi.
W pewnym momencie władze centralne podchwyciły ten odruch administracji lokalnej, którego celem było osłabienie protestów oraz odwrócenie uwagi o 180 stopni od sztywnej hierarchii podporządkowania się władzy w Mińsku. W rzeczywistości administracja lokalna to miejscowi nadzorcy, narzędzie w rękach wierchuszki aparatu państwa. Warto podkreślić, że w trzecim tygodniu protestów na Białorusi obóz rządzący odszedł od dialogu na poziomie lokalnym, a objęcie przez Wladimira Karanika (b. minister zdrowia) stanowiska gubernatora obwodu grodzieńskiego jest tego bezpośrednim dowodem.

Próba dialogu z robotnikami fabryk

Ten punkt jest dla Łukaszenki bardzo istotny. Wiszące nad nim zagrożenie masowych strajków i wynikający z tego paraliż gospodarki, zmusiły go do otwartej rozmowy. Już na początku drugiego tygodnia protestu – 17 sierpnia – Łukaszenka zjawił się w fabryce MZKT, gdzie spotkał solidarnie krzyczący głos „Odejdź”. Te niezgrabne próby wyjścia do ludzi to nic innego jak moment, gdy „bezstraszny” prezydent rozmawia ze stłoczonymi „mużikami”, używając otwartych gróźb, co w pewnym sensie nieco ochłodziło bojowy charakter strajkujących. W drugim tygodnia powróciła retoryka zastraszania i gwarantowanie poprawienia stanu materialnego. Materializm w dialogu z robotnikami to stara sprawdzona metoda jeszcze z czasów sowieckich i lat dziewięćdziesiątych. Natomiast w obecnych warunkach stawką dla ludzi fabryk jest nie „czarka i skwarka”, ale konkretne wymagania polityczne. Zastraszanie oraz prześladowania liderów komitetów strajkowych przyniosło pewien wyciszający efekt, ale w bliskiej przyszłości może się to zmienić, gdyż społeczeństwo coraz bardziej zaczyna ignorować autorytet instytucji władzy. 

Dialog na polu prawnym

Jedno z najpopularniejszych ostatnio haseł stosowanych przez władzę, w dużej mierze kontynuowane przez Radę Koordynacyjną. Różnica pomiędzy dialogiem Rady a obozem Łukaszenki jest jednak z prostej przyczyny kolosalna. Rada Koordynacyjna próbuje rozmawiać z władzą w kategoriach prawnych, natomiast władza interpretuje prawo jako możliwość jedynie jednostronnego dialogu –„My zarządzamy – Wy robicie”. Ewolucja narracji o dialogu w ramach prawa ze strony rządzących jest dynamiczna: od wypowiedzi administracji lokalnych i przedstawicieli służb typu „Czy złożona była w tej sprawie skarga?” , po wypowiedzi Łukaszenki z 31 sierpnia o potrzebie zmiany konstytucji. Państwowi eksperci od samego początku wydarzeń zaczęli mówić i pisać o referendum ws. zmian konstytucyjnych jako o ewentualnej ścieżce wyjścia z kryzysu politycznego, trzy tygodnie później Łukaszenka o tym głośno mówi. Zatem, można stwierdzić, że ów plan funkcjonował już po kilku dniach protestów i korygowano go bardziej pod wpływem zewnętrznej reakcji na wydarzenia na Białorusi niż na skutek społecznych prób działania w ramach prawa.

Zachód pociąga za sznurki

Naturalnie antyzachodnia retoryka Łukaszenki nie zniknęła. Porównanie Zachodu do „lalkarza” stało się już folklorem w białoruskiej przestrzeni publicznej. Jeszcze niedawno uśmiechający się dyktator spotykał się z Pompeo i łapał rosyjskich bojowników „Wagnera”. Dziś jest w oczywisty sposób widać, że Łukaszenka postawił na Rosję, która miałaby mu pomóc utrzymać się przez jakiś czas i dostojnie odejść. Od razu po 9 sierpnia „lalkarze” z Litwy, Polski i Czech stali się głównymi winowajcami protestów na Białorusi. W drugim tygodniu pomoc Putina na prośbę Łukaszenki zlikwidowała absolutnie wszelkie pytania. Antyzachodnia narracja wypełnia całą oficjalną i medialną przestrzeń, od szczebla ministerstwa obrony, MSW i najwyższych urzędników państwowych po ekspertów i strony lokalnych gazet.

„To chyba jest demonstracją podwójnych standardów. To, co w innych krajach uważa się za zachowanie praworządności i demokracji, z jakiegoś powodu w naszym kraju jest  uznawane za pogwałcenie prawa”.

Powyższy cytat to przykład kolejnego zabiegu w języku władzy, mianowicie usprawiedliwienie brutalnej przemocy wobec demonstrantów, represji i totalnego pogwałcenia wszystkich norm wolności osobistej. Do najbardziej popularnych też można odnieść: „działaliśmy według prawa”, „wybielanie OMON-u”, „ofiary wśród OMON-u”, „w protestach biorą udział pijacy, narkomani i bezrobotni”, „protestujący dostają konkretne kwoty za udział w akcjach” etc. W tle tego kontekstu wręcz niedorzecznie wyglądają np. „przeprosiny” ministra spraw wewnętrznych Karajewa za stosowaną przemoc wobec przypadkowych ludzi.

„Groźny Baćka” z automatem i sztuczny podział społeczeństwa

Jedna z głównych linii kontrataku władzy. Tuż po pierwszej demonstracji, 16 sierpnia, pojawił się dyskurs podziału społeczeństwa na tych, którzy „sprzedali się Zachodowi” i tych, którzy „nie dają rozwalić kraju”. W tym kontekście zarówno władza, jak i propagandyści śpieszą się z wysnuciem antyrosyjskiego wątku w protestach, co z kolei miałoby służyć większemu podziałowi społecznemu. W przypadku Białorusi wprowadzenie języka podziału jest naiwne i bezczelne. Na razie próby dzielenia społeczeństwa białoruskiego pod różnymi hasłami „antyrosyjskości”, „majdanowiczów”, „faszystów” lub „prawdziwych patriotów Ojczyzny”, nie mają żadnego fundamentu. Protesty nie przekształcają się w ruch nacjonalistyczny bądź agresję wobec sąsiadów, społeczeństwo solidarnie ignoruje owe próby dzielenia i stara się je omijać. W szablonowych newsach o antyrosyjskim charakterze demonstrantów można wyczuć staranną pracę zaproszonych specjalistów medialnych z Rosji. Przyszłość dyskursu nt. podziału w perspektywie krótkoterminowej nie przyniesie żadnych efektów, natomiast może służyć do większego zaangażowania się Rosji w wewnętrzne sprawy Białorusi. 

Obraz Łukaszenki z automatem może być samodzielną akcją, bez udziału rosyjskich technologów politycznych. Wzmocnienie symbolicznego pola „obrońcy” kraju wiążę się ze starym mitem ojca narodu, czyli Baćki. To co na pewno udało się wywołać pojawieniem się z bronią publicznie, to ogromna ilość memów i parodii. Jednak warto pamiętać, że ów obraz jest kreowany raczej dla konkretnych grup i dla utrzymania wizerunku „mocnego gospodarza” eksportowanego na przestrzeń postsowiecką oraz umiejętnie zaprezentowanego w odpowiednich mediach. Choć obecnie wygląda to na ilustrację ostatniej strony prezydentury Łukaszenki.

Język władzy rozwija się i przekształca zgodnie z sytuacją, tworząc nowe linie narracyjne, służące do ukształtowania w opinii publicznej pozorów wsparcia. Bez wątpienia strategia obrony i kontrataku wybrana przez obóz rządzący sprawdza się i powoli zaczyna działać, przede wszystkim w kwestii deradykalizacji strajków i protestów przeciwko władzy. Natomiast warto też dodać, że jednocześnie rozwija się sam ruch protestacyjny, który reaguje, a także próbuje eliminować i obniżać wartość języka, stosowanego przez władzę. Nie ulega już wątpliwości, że ta dyskursywna rywalizacja stworzy nowe, bardziej skomplikowane struktury, pamiętając też o aktywnym, lecz zawoalowanym zaangażowaniu Rosji.  

Zdjęcie: Tass

Autor: Anton Saifullayeu

redaktor naczelny, adiunkt w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Doktor nauk humanistycznych (UW). Zajmuje się teorią postkolonialną, antropologią kulturową Europy Wschodniej, teorią historiografii, białoruską historią idei politycznej i intelektualnej. Kontakt: [email protected]

Zobacz wszystkie wpisy od Anton Saifullayeu → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *