„Jeśli będziesz dalej chodzić na marsze, odbierzemy ci dzieci”. Jak zmusić rodziców do milczenia – kilka historii o łzach matek i ojców

Prawo stanowi, że pociągnięcie rodziców przed wymiar sprawiedliwości za udział w niedozwolonych działaniach nie jest powodem do ustalenia SSN (sytuacja społecznie niebezpieczna), ale przedstawiciele instytucji edukacyjnych grożą rodzicom na każdym kroku.

Rozmawialiśmy z kilkoma rodzicami o tym, w jaki sposób za pomocą dzieci wywierano na nich presję, aby odeprzeć wszelkie pragnienia wyrażania siebie i zajmowania publicznego stanowiska.

„Dlaczego moja rodzina musi martwić się sądami i dochodzeniami z powodu koloru żaluzji?”

Ojciec siedmiorga dzieci, poeta, muzyk, menadżer, Siarhiej Mieljaniec, wzbudził zaniepokojenie organów państwowych, gdy zawiesił biało-czerwono-białe rolety w swoim prywatnym domu pod Mińskiem. Rozpoczęto społeczne dochodzenie w sprawie warunków wychowywania dzieci, którego zwieńczeniem była rada prewencyjna.

Rodzina Mieljanców

 

Rolety w domu Siarhieja pojawiły się w sierpniu 2020 roku, ale ciekawość komisariatu wzbudziły dopiero w grudniu. Siarhiej był sądzony za pikietowanie (chociaż okna domu wychodzą na las), co skutkowało ukaraniem grzywną w wysokości 30 jednostek podstawowych (wówczas 870 rubli) [ok. 1300 zł – przyp. tłum.]. Bezpośrednio po procesie komenda milicji rejonowej w Mińsku wysłała dokumenty do placówek oświatowych, do których uczęszczają jego dzieci, domagając się podjęcia środków zapobiegawczych przeciwko Mieljańcowi.

„Popełnianie przestępstw administracyjnych ma negatywny wpływ na wychowanie dzieci”.

 

W lutym tego roku dom odwiedziła reprezentacyjna komisja zastępców dyrektora ds. pracy wychowawczej szkół, w których uczą się dzieci. W tym samym czasie synowie Siarhieja zostali wezwani na rozmowy z psychologami i ideologami w szkole.

„Byłem w centrum Mińska i w 2006, i w 2010, w 2015 i w 2017 roku – kiedy tylko, jako chrześcijanin, mogłem wesprzeć swój naród. I nigdy nie miało to żadnych konsekwencji dla dzieci. Nie mieliśmy żadnych pytań ze strony szkoły ani władz. Na początku roku szkolnego zdarzało się, że planowo przychodził ktoś ze szkoły, aby przyjrzeć się sytuacji w rodzinie. Ale już w 2021 roku zaczęto nam grozić „sytuacją społecznie niebezpieczną” za jakieś żaluzje”.

W szkole poligraficznej najstarszego syna Sierhieja ideolodzy i psychologowie próbowali przekonać, że biało-czerwono-biała flaga jest faszystowska, szczegółowo pytano o przekonania rodziny, grożono wyrzuceniem ze szkoły. Drugi syn został wezwany na testy do psychologów.

Jeśli chodzi o kontrolę warunków życia dzieci, w domu nie stwierdzono błędów na podstawie „Ustawy o badaniach warunków życia i wychowania nieletnich”. Zwieńczeniem było zwołanie posiedzenia rady profilaktyki w szkole.

„Wszystko to wydarzyło się pomimo tego, że miałem jeszcze czas na odwołanie się od wyroku w najwyższej instancji – sądzie okręgowym w Mińsku” – oburza się Siarhiej.

Na radzie nauczyciele dzielili się wynikami swojego śledztwa społecznego: nie tylko o warunkach życia, ale także o wynikach zapytań w poradniach, leczeniu psychologicznym i odwykowym, innych sprawach ściganych na podstawie kodeksu postępowania administracyjnego. Były tylko pozytywne opinie na ten temat. Charakterystyka dzieci w miejscu nauki była równie dobra. W rezultacie wszyscy obecni głosowali za faktem, że nie ma powodu, aby rejestrować Mieljanców jako rodzinę znajdującą się w „sytuacji społecznie niebezpiecznej”.

„Jednak po naradzie zastępca dyrektora ds. edukacji i ideologii wziął mnie na bok i ostrzegł, że w każdej chwili można wznowić społeczne śledztwo w sprawie naszej rodziny. To szantaż, nieczyste zasady gry: przy użyciu dzieci zaczynają wywierać na mnie presję. Nawiasem mówiąc, ten ostatni z trudem wytrzymał tę sytuację. Najstarszy syn po wymuszonej rozmowie w szkole stał się bardziej zamknięty, musiał kilka razy iść do psychologa.

Specjalista powiedział, że syn ma stan lękowy, który może prowadzić do depresji. Najtrudniejsze to było dla mojej żony: siedmioro dzieci to już duży stres, a gdy nad tobą wisi groźba rejestracji w SSN i całkowitej kontroli, jest to bardzo niepokojące” – mówi Siarhiej.

Rolety w oknach domu Mieljanców nadal wiszą. Jednak ​​teraz na zewnątrz znajdują się wykonane przez dzieci rysunki z symbolami chrześcijańskimi. Siarhiej mówi, że nawet przy takiej presji nie rezygnują ze swoich przekonań i poglądów:

„Czerwień i biel mają bardzo głębokie znaczenie dla chrześcijan. Symbolizują krew przelaną przez Chrystusa (czerwień), a biel – przebaczenie, gdy osoba pokutuje przed Bogiem. W Biblii wiele razy wspomina się o tych kwestiach. Często w średniowieczu malarze malowali Jezusa z biało-czerwono-białą flagą. Są freski, ikony, obrazy. Uroczysty strój księży prawosławnych zawiera również wstawki w tych samych kolorach. Dlaczego więc moje rolety nie mogą być wykonane w tych kolorach, skoro odzwierciedlają mój światopogląd?”

Dlaczego muszę przechodzić przez sprawę sądową, dochodzenie społeczne, spotkania prewencyjne, odwołania, zbierać grzywny za kolor moich żaluzji? Dlaczego mój młodszy brat, także ojciec wielu dzieci i chrześcijanin, siedział przez 15 dni w areszcie za podobne rolety w swoim mieszkaniu?” – te pytania mężczyzny wciąż pozostają bez odpowiedzi.

 

„Przedstawiciele szkoły i komisariatu rzekomo chcieli zobaczyć melinę w naszym mieszkaniu”

Przewodnicząca pińskich socjaldemokratów, Wieranika Iwanowa, mówi, że władze lokalne i milicja chciałyby, aby w ogóle nie przebywała w ich mieście, nie angażowała się w działania informacyjne i związane z prawami człowieka, a mieszkańcy nie byli chronieni: „Jestem jak kość w ich gardle”. Ale nie może sobie na to pozwolić: „Jeśli będę cicho, zaatakują inne rodziny”.

Kobieta ma troje dzieci – w wieku 13, 15 i 24 lata.

Od sierpnia 2020 roku Wieranika otrzymała cztery raporty administracyjne za udział w marszach, grzywny za łącznie 120 jednostek podstawowych, poza tym jeden raz została zatrzymana na 72 godziny i dwanaście razy na 3 godziny oraz przeprowadzono z nią 10 rozmów prewencyjnych.

Wieranika ze starszymi dziećmi.

 

„Czasem wystarczyło, że w niedzielę wychodziłam z domu z zamiarem pójścia do kościoła, a od razu byłam zatrzymywana” – mówi rozmówczyni.

Najbardziej przerażającym momentem był dla niej okres nocnego pukania do drzwi.

„Poza tym gasło u mnie światło. Zdarzyło się to kilka razy. Ja oczywiście nie podchodziłam i nie otwierałam drzwi. Byłam pewna, że ​​to milicja. Bałam się, więc na chwilę postanowiłam zabrać młodsze dzieci z kraju i ukryć je u krewnych”.

Następnie do mieszkania Wieraniki zaczęli przychodzić przedstawiciele szkoły, wydziału edukacji, inspektor ds. nieletnich i pracownicy sądu rejonowego.

„Zawsze celowo wpadają niespodziewanie. Miałam wrażenie, że chcieli zobaczyć u mnie melinę”.

Wieranika poinformowała dyrektora miejscowej szkoły, że dzieci tymczasowo mieszkają z krewnymi, więc nie zaczną od razu we wrześniu zajęć. Wydawało jej się, że wszystko jest w porządku, ale dyrektor od razu napisał do prokuratury oświadczenie: „uniemożliwia małoletnim dzieciom naukę” (choć opuściły łącznie 10 dni szkolnych).

„Tydzień później wezwano mnie na rozprawę do komitetu wykonawczego. Dzieci właśnie wróciły do ​​Pińska. Komisja nalegała na zarejestrowanie naszej rodziny [jako rodzina w SSN – przyp. tłum.]. Na przykład zastępca dyrektora szkoły jako argument podał zły stan naszego mieszkania – rzekomo nie były w nim zachowane normy higieniczne. Dobrze, że wcześniej pomyślałam, aby sfotografować akt kontroli warunków mieszkaniowych – jasno w nim stwierdzono, że trzyosobowa komisja nie znalazła w naszym mieszkaniu żadnych uchybień. Więc skąd ten zarzut? Polemika z przewodniczącym komisji do spraw nieletnich, przewodniczącym inspektoratu do spraw nieletnich, wiceprzewodniczącym komitetu wykonawczego ds. ideologii i przedstawicielami szkoły trwała pięćdziesiąt minut. W rezultacie zostałam objęta prewencyjną rejestracją wewnątrzszkolną, ale moja rodzina nie została zarejestrowana w SSN”.

Według kobiety wszystkie te wydarzenia dotknęły średnią córkę, która obecnie bierze leki uspokajające. Dziewczyna zaczęła mieć ataki paniki, ciągle ma koszmary, martwi się, że jej matka odejdzie i pewnego dnia nie wróci.

Całą sytuację ciężko przeżywa ze swoimi dziećmi i Wieranika. Najstarszy syn kobiety spędził 25 dni w areszcie śledczym w Pińsku.

„Wielokrotnie mówiłam milicjantom, kiedy mnie zatrzymywali: walczcie z dorosłymi, ale dzieci nie dotykajcie. To haniebne. Chociaż boję się o dzieci, nie będę milczeć. Musimy o tym wszystkim rozmawiać, aby ludzie wiedzieli, że nie są sami. W końcu, jeśli jesteś sam, łatwiej jest opuścić ręce i poddać się – mówi Wieranika ze łzami w oczach.

 

„Braliśmy udział w konkursie najlepszych rodzin wielodzietnych, a oni chcieli nas zgłosić za biało-czerwono-białą flagę na oknie”.

Marketerka Kaciaryna Byczko ma troje dzieci: trzynasto-, siedmio- i trzyletnie.

W grudniu 2020 roku została zatrzymana za flagę zawieszoną w oknie mieszkania. Następnie kobiecie wymierzono grzywnę (30 jedn. podstawowych), przed rozprawą spędziła dwa dni w areszcie na Akreścina.

Kaciaryna z dziećmi.

„W czasie mojego zatrzymania mój najmłodszy syn był ze mną w mieszkaniu, a informacje o nim były natychmiast przekazane do przedszkola. Później lokalna administracja prowadziła dochodzenie społeczne w sprawie naszej rodziny. Działo się tak pomimo tego, że w 2019 roku braliśmy udział w konkursie na najlepsze rodziny wielodzietne w okolicy, nasze dzieci są zadbane, dobrze wykształcone, aktywnie uczestniczą w konferencjach i imprezach twórczych, uczęszczają na zajęcia pozalekcyjne.

Co stało się później?

Przedstawiciele szkoły i przedszkola odwiedzili mieszkanie kobiety, byli u niej także przedstawiciele Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, którzy doradzili zakup dodatkowego alarmu przeciwpożarowego. Po zebraniu informacji z miejsca pracy o rodzicach, o opiece nad dziećmi, odbyło się posiedzenie komisji z przychodni, na którym zapadła decyzja, czy zarejestrować rodzinę [jako rodzinę w SSN – przyp. tłum.], czy nie.

Kobieta z rejonowego wydziału edukacji zapytała, z czego wynika nasza postawa wobec władz, „jakie znaczenie miała dla nas biało-czerwono-biała flaga przed sierpniem”, narzekała, że ​​niektórzy dorośli pisali do niej brzydkie rzeczy na portalach społecznościowych (bierze udział w prołukaszenkowskich wiecach), nazwano ją nazistką i tak dalej. Odpowiedziałam, że nigdy nie głosowałam na ten reżim i zawsze byłam przeciwna temu, by biało-czerwono-biała flaga stała się symbolem protestu w sierpniu 2020 roku, dla mnie zawsze była narodową flagą historyczną (tutaj poruszyłyśmy kwestie historyczne, ale nie spierałyśmy się), że ani ja, ani moje dzieci nie mamy zwyczaju zachowywać się niegrzecznie, nawet jeśli kogoś nie lubimy, że z oficjalnych źródeł po prostu słyszymy, że jesteśmy faszystami… Generalnie rozmawiałyśmy spokojnie, mimo różnych poglądów. Na koniec rzeczniczka departamentu edukacji była mile zaskoczona, widząc „wykształconych i kulturalnych ludzi po naszej stronie”. Ale cóż, ona niewiele wie o nas, reszta i tak od dawna dobrze zna naszą rodzinę.

Tym razem zrezygnowano z rejestracji Byczko w SSN – nie ma na co narzekać, ale ostrzeżono mnie, że śledztwo może zostać wznowione w każdej chwili, jeśli rodzice otrzymają nowe zarzuty z artykułów administracyjnych.

„Wszystko, co nam się przydarza, jest oznaką słabości systemu, próbą zmuszenia do jego akceptacji. Oczywiste jest, że takie narzędzia działają w celu tłumienia protestów, ale nie zmieniają żadnych poglądów, wręcz przeciwnie. W każdym razie szacunek wobec uczestników tej presji tylko maleje” – mówi Kaciaryna.

 

„Manipulowanie miłością do dzieci to najgorsza rzecz, jaką można wymyślić”

Architektka-projektantka Uljana Szyszkowa również ma troje dzieci.

Po wyborach sporządzono przeciwko niej pięć raportów administracyjnych, kolejne – przeciwko jej matce. Wszystkie procesy zakończyły się nałożeniem grzywien – w sumie rodzinę ukarano kwotą prawie pięciu tysięcy rubli [ok. 7300 zł – przyp, tłum.]. Do momentu spłacenia grzywien komornik zajął działkę, na której budowany był dom rodziny.

W październiku przeszukano mieszkanie Uljany.

„Wiem tylko, że nakaz przeszukania miał związek z jakąś sprawą karną. Nie podano mi konkretnego powodu. Nasz sprzęt i telefony zostały skonfiskowane i tego samego dnia zostałam zabrana do oddziału milicji rejonu zawodskiego. Tam odmówiono mi adwokata i przesłuchano mnie w sprawie mojej roli w protestach. Wielokrotnie mówiono mi, że jeśli będę dalej brać udział w marszach i okazywać swój sprzeciw wobec obecnego rządu, zacznę mieć problemy z dziećmi. Było jasne ultimatum: albo przestaniesz, albo zabierzemy ci je, wniesiemy przeciwko tobie sprawę karną”.

Uljana mówi, że bardzo się przestraszyła, bo w pewnym momencie została wezwana do Centrum Społeczno-Pedagogicznego ze schroniskiem w rejonie zawodskim, poproszono ją o przyjście na rozmowę, ale kobieta zignorowała propozycję.

Dzieci Uljany uczą się zdalnie w rosyjskiej placówce edukacyjnej, więc prewencyjne rozmowy z ideologami i komisjami ominęły ją, ale nie jest pewna, czy została całkowicie zapomniana.

„Sama możliwość zabrania dzieci jest przerażająca. Choć okropne jest to, że trzeba wybierać między uczuciami patriotycznymi, pracą na rzecz kraju i bezczynnością, bo nie można ryzykować szczęścia swojej rodziny. Manipulacja miłością do dzieci to najgorsza rzecz, jaką możesz wymyślić, aby wywierać presję na ludzi. Mam nadzieję, że nasze społeczeństwo to przeżyje”.

Przetłumaczone z https://nn.by/?c=ar&i=271251

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *