Biden na pomoc Białorusinom?

Kilkanaście dni temu amerykański prezydent elekt zaprosił liderkę białoruskiej opozycji Swiatłanę Cichanouską na inaugurację swojej prezydentury pod koniec stycznia przyszłego roku do Waszyngtonu. Jest to jasny sygnał wysłany Aleksandrowi Łukaszence, że nowa administracja amerykańska nie będzie uznawać jego rządów i będzie traktować go jak uzurpatora. Białoruska opozycja, na czele ze wspomnianą Cichanouską, wiele obiecuje sobie po deklaracjach i dotychczasowej postawie Joe Bidena. Niedawna kandydatka w wyborach prezydenckich na początku grudnia na łamach „The Washington Post” wyraziła chęć nawiązania relacji z nowym kierownictwem w Waszyngtonie w celu ułatwienia demokratycznych przemian na Białorusi.

Stanowisko Joe Bidena jako byłego wiceprezydenta u boku Baracka Obamy i kandydata na prezydenta w sprawie wydarzeń na Białorusi od samego początku było klarowne i zdecydowane. W wydanym oświadczeniu w sierpniu tego roku, zaraz po wyborach prezydenckich, Biden zaznaczył, że Białorusini w przeciągu ostatnich 26 lat doświadczali ze strony autorytarnego reżimu Aleksandra Łukaszenki systematycznych represji. Ponadto uznał głosowanie za „naznaczone licznymi oszustwami”. Wyraził swoje poparcie dla pokojowo demonstrujących Białorusinów, a do Łukaszenki zaapelował o poszanowanie praw swoich obywateli i powstrzymanie się od przemocy. Zadeklarował, że jego przyszła administracja będzie wspierała przestrzeganie zasad demokratycznych i praw człowieka na Białorusi.

Stanowisko to dość mocno kontrastowało z osobistym stosunkiem prezydenta Donalda Trumpa, który w swoich wystąpieniach nie poświęcał zbyt dużo uwagi wydarzeniom na Białorusi. W połowie sierpnia stwierdził, że będzie rozmawiał z Kremlem na temat Białorusi w „odpowiednim czasie”.

Rzecz jasna jego administracja próbowała włączyć się w rozwiązanie dramatycznej sytuacji na Białorusi, jednak czas kampanii wyborczej w USA nie sprzyjał zainteresowaniu wydarzeniami w odległym, wschodnioeuropejskim kraju. Pod koniec sierpnia w Wilnie doszło do spotkania przebywającej tam, po zmuszeniu jej do wyjazdu z kraju przez białoruskie władze, Swiatłany Cichanouskiej z zastępcą sekretarza stanu USA, Stephenem Biegunem. Opozycja białoruska liczyła na zaangażowanie Amerykanów w mediację z Rosjanami w sprawie znalezienia rozwiązania białoruskiego kryzysu. Takim obrotem spraw nie była zainteresowana ani Moskwa, ani Mińsk. Wcześniej sekretarz stanu, Mike Pompeo, wezwał Aleksandra Łukaszenkę do przyjęcia międzynarodowej pomocy w nawiązaniu rozmów z opozycją. Amerykańscy dyplomaci zaznaczali jednak, że decyzja, co do wyboru władz w Mińsku należy do narodu białoruskiego.

Niewielkie zainteresowanie Trumpa Białorusią niespecjalnie dziwiło. Amerykański prezydent w czasie swojej prezydentury nie podejmował kroków, które mogłyby być źródłem zadrażnień w relacjach z Moskwą. Dlatego też kwestia wsparcia byłych republik radzieckich, mających większe bądź mniejsze aspiracje związane z integracją z szeroko pojętym Zachodem, zeszła na dalszy plan. Ponadto nad prezydenturą Trumpa unosił się cały czas skandal związany z rosyjskim zaangażowaniem w jego wygraną w 2016 roku.

W związku z tym dopiero na początku października Waszyngton zdecydował się na nałożenie sankcji i to na zaledwie ośmiu funkcjonariuszy białoruskiego reżimu za sfałszowanie głosowania i represje wobec Białorusinów. Na liście znaleźli się m.in. szef białoruskiego MSW Jurij Karajew i jego zastępca Aleksander Barsukow. Jednak na samego Aleksandra Łukaszenkę i jego syna Wiktara nie zostały nałożone sankcje w postaci zakazu podróżowania i zamrożenia aktywów w bankach, analogicznie jak uczyniły Kanada i Wielka Brytania. Było to poniekąd spowodowane problemami z przyjęciem sankcji przez Unię Europejską. Waszyngton chciał poczekać na ostateczne decyzje Brukseli i dołączyć się do jej koncepcji. W końcu unijne restrykcje objęły w sumie 59 członków (pierwotnie 40) białoruskiego reżimu, w tym samego Aleksandra Łukaszenkę. Jednak USA nie rozszerzyły osobowego zakresu swoich sankcji.

W tym samym miesiącu Joe Biden wydał kolejne oświadczenie dotyczące sytuacji na Białorusi, w którym wyraził swoją solidarność z narodem białoruskim, wsparcie dla demokratycznych aspiracji oraz potępił Łukaszenkę za łamanie praw człowieka, jak również skrytykował Donalda Trumpa za brak właściwej reakcji na białoruski kryzys.

Podkreślił, że żaden przywódca, który torturuje swoje społeczeństwo, nie może rościć sobie prawa do uznania go za legalnego przywódcę. Zapowiedział, że jako przyszły prezydent będzie działał na rzecz zwiększenia zakresu sankcji wobec białoruskiego establishmentu, zamrożenia jego aktywów w światowych bankach oraz opracowania planu wsparcia ekonomicznego prawdziwie suwerennej i demokratycznej Białorusi w porozumieniu z europejskimi partnerami. W końcu zapowiedział wsparcie dla procesu pokojowego przekazania władzy na Białorusi.

Zapowiedzi Bidena mogą zostać odczytane na Kremlu jako rzucone mu bezpośrednie wyzwanie. Wydawać się może, że administracja Bidena w znacznie większym stopniu zechce zaangażować się w rozwiązywanie różnorakich konfliktowych spraw na obszarze poradzieckim w odróżnieniu do odchodzącej ekipy Trumpa. Natomiast białoruska opozycja mogła odebrać słowa Bidena jako wsparcie dla siebie i szansę na tchnięcie nowego ducha w wielomiesięczne protesty. Nie ma co ukrywać, że zarówno dotychczasowy zakres sankcji UE i USA, jak i poziom ich nacisków na Moskwę, aby ta przestała wspierać osłabionego dyktatora, mógł być uznawany przez białoruską opozycję za dalece niesatysfakcjonujący.

We wspomnianym tekście dla „The Washington Post” Cichanouska zaapelowała do Kongresu Stanów Zjednoczonych o szybkie przyjęcie białoruskiej ustawy o demokracji, prawach człowieka i suwerenności. Dokument ten ma rozszerzyć listę  osób, które mogą zostać ukarane za współudział w represjach. Ponadto ma zapewnić wsparcie niezależnym mediom i technologiom komunikacyjnym. Jednak, jak dotychczas, podkreśliła, że protesty na Białorusi nie mają charakteru ani prozachodniego, ani antyrosyjskiego, a prodemokratyczny i probiałoruski.

Tymczasem nadzieje białoruskiej opozycji na o wiele większe zaangażowanie Amerykanów studzi dr Tomasz Pugacewicz z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego:

– Nie spodziewam się oddzielnej polityki Waszyngtonu wobec regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Joe Biden w głównej mierze będzie skupiony na sprawach krajowych oraz stosunkach z Chinami. Rzecz jasna nowa amerykańska administracja w znacznie większym stopniu koncentrować się będzie na wzmacnianiu demokracji i rządów prawa w różnych państwach na świecie, niż to było w okresie prezydentury Donalda Trumpa, jednak przede wszystkim w państwach dotychczas demokratycznych. Rosja i obszar poradziecki nie będą najwyższym priorytetem amerykańskiej dyplomacji, pomimo tego że Biden ma świetne rozeznanie w tym regionie. W administracji Obamy był odpowiedzialny za politykę zagraniczną wobec Rosji i Ukrainy.

Podobnego zdania jest dr Stefan Meister, szef oddziału Fundacji Heinricha Bölla w Tbilisi:

– Pewnie podczas prezydentury Joe Bidena wzrośnie zainteresowanie Waszyngtonu obszarem poradzieckim. Podnoszone będą takie kwestie jak rządy prawa. Jednak Biden będzie w ogromnej mierze zajęty sprawami krajowymi. Jego priorytetem będą Chiny, zresztą podobnie jak w okresie rządów Trumpa. Jest prawdopodobne, że zajmie bardziej zdecydowaną postawę wobec Rosji, jednak kraj ten, jak również byłe republiki radzieckie, nie będą dla niego pierwszoplanowe. Jestem dość sceptycznie nastawiony, jeśli chodzi o diametralną zmianę w tej kwestii w Waszyngtonie.

Jednak, jeśli nawet kwestia białoruska i inne problemy na obszarze poradzieckim nie będą w TOP 3 amerykańskiej polityki zagranicznej pod kierownictwem Joe Bidena, nie oznacza to, że Waszyngton kompletnie nie będzie interesować się tymi sprawami. Jeśli Łukaszence uda się zdławić demonstracje do końca stycznia przyszłego roku, nowa amerykańska administracja może nie zdążyć przyjść z pomocą białoruskiej opozycji. Wydaje się jednak, że determinacja Białorusinów jest niezwykła i nie zaprzestaną oni ulicznych protestów oraz innego rodzaju akcji sprzeciwu wobec dyktatury Łukaszenki. Możliwe, że rozwiązanie białoruskiego pata może zostać wpisane w szerszy deal pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą i być elementem ułożenia stosunków Joe Bidena z Władimirem Putinem.

Zdjęcie: REUTERS/Brian Snyder

Autor: Wojciech Wojtasiewicz

dziennikarz dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” piszący o Europie Wschodniej; publikował w: Polityce, Newsweeku, Tygodniku Powszechnym, Dzienniku Gazecie Prawnej, New Eastern Europe, Open Democracy, Krytyce Politycznej, HolisticNews, Międzynarodowym Przeglądzie Politycznym, Onet.pl, Interia.pl, Queer.pl; komentator TVN24 i TOK FM.

Zobacz wszystkie wpisy od Wojciech Wojtasiewicz → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *