Białoruska prezydentura – paradoks delegitymizacji

Aktualna sytuacja na Białorusi spowodowała wzrost zainteresowania prezydenturą Alaksandra Łukaszenki. Jednak dyskusje nad modelem legitymizacji jego przywództwa, źródłami niewątpliwego sukcesu i instrumentami, dzięki którym budował przez ponad ćwierć wieku swoją pozycję polityczną, wymagają rewizji pewnych mitów. Pierwszy z nich zakłada, że na Białorusi mamy do czynienia z ,,ostatnim dyktatorem Europy”. To określenie Condoleezzy Rice było bardzo sprawne semantycznie (stad jego późniejsza popularność) i doskonale odzwierciedlało ówczesną nadzieję części amerykańskich elit na oczywistą jednowektorowość procesów demokratyzacyjnych w państwach poradzieckich. Dziś tego określenia używa bez fałszywej skromności sam Łukaszenka, przekonując opinię publiczną, że bycie dyktatorem jest lepsze niż bycie gejem.

To człowiek z poprzedniej epoki, mentalnie całkowicie zamknięty na europejskość. Jego postawa udowadnia, że tak w formie, jak i w treści, jest on wytworem całkowicie sowieckim i dziś najbliżej mu do środkowoazjatyckich satrapów, których erę tylko częściowo zakończył wraz z odejściem z tego świata Islom Karimow, a dziś kontynuują tacy przywódcy jak Gurbanguly Berdymuchamedow czy Nursułtan Nazarbajew.

Przyjęta i realizowana przez niego strategia legitymizacji przywództwa jest taka jak sam prezydent: anachroniczna i całkowicie nieprzystająca do dzisiejszych realiów, zaś propaganda, którą tak chętnie stosuje, jest również, podobnie jak on, nieskuteczna i czyni z niego obiekt memów, w których królują ziemniaki i słonina. Prezydent nigdy nie traktował białoruskiego społeczeństwa jako partnera do dialogu, dlatego dziś katalog argumentów legitymizacyjnych, który stosuje, jest maksymalnie zredukowany i rozciąga się od stosowania przemocy wobec protestujących na ulicach białoruskich miast, przez propagowanie w przestrzeni medialnej wizerunku gotowego do boju prezydenta, uzbrojonego w  karabin maszynowy, po bezwarunkowe poparcie Rosji dla jego przywództwa. I to jest kolejny mit, który jest dystrybuowany w przestrzeni medialnej.

Kreml realizuje na Białorusi koncepcję obserwacji uczestniczącej. Nie znaczy to jednak, że pozycja Łukaszenki pozostanie niezagrożona. Nawiasem mówiąc, ze strony Rosji nie brakowało sygnałów wyraźnego zmęczenia kapryśnością i nieprzewidywalnością białoruskiego lidera. Z oczywistych względów legła w gruzach koncepcja wprowadzenia na Białorusi wzorowanej na rozwiązaniach azerbejdżańskich polityki dynastycznej. Dla przyszłości Łukaszenki nie mają również już znaczenia jego deklaracje o projektowanych zmianach w konstytucji, które miałyby być efektem konsensusu społecznego.

Rosja zrobi jednak wszystko, by nie dopuścić do rewolucji na Białorusi, ale, paradoksalnie, przedłużające się protesty są dla niej częściowo na rękę, bowiem redukują zagrożenie gwałtowną zmianą przeprowadzoną w drodze przewrotu.

Również fakt, iż przez długi czas nie pojawił się wyraźny polityczny lider tych protestów, który potrafiłby skonsolidować wokół siebie całe społeczeństwo, daje Kremlowi czas na przygotowanie operacji ,,Łukaszenka II”.  Umożliwiłoby to wprowadzenie do gry polityka, który na długie lata może być uosobieniem zremasterowanej wersji nowego ,,Baćki”. W obecnej sytuacji bowiem, Rosja zyskałaby najwięcej, wprowadzając do gry nowego lidera, który przy jej dyskretnym poparciu, będzie jednocześnie legitymizowany przez białoruskie społeczeństwo. Raczej nie zostanie nim lider, pochodzący ze środowiska młodych i radykalnych opozycjonistów, tylko kandydat zgody i jedności narodowej, rodem z kręgu aktualnych elit władzy, ale akceptowalny dla pozainstytucjonalnych form opozycji i środowiska międzynarodowego. Jeśli pojawi się taki kandydat – Kreml wygrywa wówczas na wszystkich frontach: obniżając poziom napięcia społecznego i redukując poziom destabilizacji Białorusi, a przy tym, gwarantując prezydenturę chętną do współpracy z Rosją na jej warunkach.

Dla partnerów regionalnych sygnałem będzie koncyliacyjny charakter polityki Kremla, brak oczywistej i jawnej presji na wdrażanie przemocowych instrumentów rozwiązania konfliktu na Białorusi. W wymiarze zewnętrznym byłby to również gest symboliczny, udowodniłby bowiem, że Rosja w swej polityce bywa pragmatyczna, elastyczna i gotowa do szukania różnych rozwiązań. Dlatego stosunkowo oszczędna reakcja Rosji wobec wydarzeń na Białorusi, zapewne zostanie doceniona przez część jej europejskich partnerów gospodarczych.  Brak gwałtownych ruchów ze strony Kremla może zadowolić również Pekin, który pozostawił Rosji praktycznie wolną rękę w sprawie Białorusi. Dla Chin najważniejsze jest, aby tego typu demokratyczny precedens nie rozlał się po całym regionie, gdyż może to godzić w chińskie interesy gospodarcze i polityczne.

Zdjęcie: Facebook/@prasviet

Autor: Justyna Olędzka

doktor nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, pracownik dydaktyczny i naukowy na Wydziale Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Białymstoku. Sekretarz Centrum Badań nad Obszarem Poradzieckim. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się wokół polityki wewnętrznej i zagranicznej Białorusi, problematyki propagandy i dezinformacji w państwach niedemokratycznych, legitymizacji i delegitymizacji przywództwa państwowego na obszarze WNP, polityki historycznej i językowej państw obszaru poradzieckiego oraz teorii i praktyki inżynierii społecznej. Jest autorką kilkudziesięciu publikacji naukowych i analitycznych poświęconych przestrzeni poradzieckiej. Prelegentka na wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych. Członek zespołu analitycznego "Białoruś w regionie", działającego przy Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

Zobacz wszystkie wpisy od Justyna Olędzka → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *