Białorusini na ulicach zamęczyli bardziej Unię Europejską niż Łukaszenkę (WYWIAD)

Wojciech Wojtasiewicz: 17 grudnia przyjęty został trzeci pakiet sankcji Unii Europejskiej wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi. Jak Pan ocenia ten krok i ogólnie całą dotychczasową postawę Brukseli wobec kryzysu politycznego u naszego wschodniego sąsiada? W jaki sposób te działania wpływają na białoruski reżim?

Paweł Kowal: W pierwszej kolejności trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, po co są sankcje. Jeśli sankcje są po to, żeby przyspieszyć upadek jakiegoś dyktatora w ostatniej fazie jego rządów, to wtedy sankcje personalne mają sens. W pierwszej fazie kryzysu uważałem, że sankcje personalne są właściwe, ponieważ osłabiały pozycje głównych przedstawicieli reżimu.

Jeżeli natomiast chcemy działać w perspektywie średniookresowej, czyli naszym celem jest osłabienie dyktatora, który jednak jeszcze trzyma się u władzy – nie bądźmy naiwni – nie da się uniknąć sankcji gospodarczych. Wiadomo, że propaganda białoruska będzie to przedstawiała jako działanie „przeciwko społeczeństwu białoruskiemu”.

W rzeczywistości jest to jedyny znany na świecie sposób efektywnego naciskania na dyktatorów. Stoimy wobec takiej sytuacji – czy decydujemy się tylko na sankcje personalne, nawet jeśli to będzie 50 czy 60 osób i przyjmujemy do wiadomości, że mają głównie znaczenie symboliczne, co też jest ważne, ale realnie nie przyspieszają upadku reżimu, czy wprowadzamy sankcje gospodarcze w celu doprowadzenia do jego upadku.

WW: W wypadku trzeciego pakietu sankcji Unii Europejskiej mamy do czynienia z restrykcjami uderzającymi w konkretne przedsiębiorstwa państwowe z branży wojskowej, budowalnej, deweloperskiej czy samochodowej. Zatem obserwujemy przejście od sankcji personalnych (dwa pierwsze pakiety) w kierunku restrykcji o naturze ekonomicznej, ale tylko wobec sektorów ściśle powiązanych z białoruskimi strukturami siłowymi.

PK: To prawda, ale jest to nadal punktowe uderzenie. Nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Te wszystkie działania mają sens. Od lat zajmuję się rewolucjami i upadkami reżimów. Jeśli celem jest obalenie autorytarnej władzy, to należy zastosować dosyć szerokie sankcje, a nie tylko symboliczne czy punktowe. Dam przykład pochodzący z lat 80. dotyczący rozgrywki USA z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Gdyby tylko LOT nie mógł latać do USA, to nie dałoby to żadnego efektu. Blokada na wywóz kurczaków czy pasz to było coś. Tylko to jest operacja wymagająca ogromnej odpowiedzialności, ponieważ trzeba prowadzić bardzo dobrze skoordynowaną politykę. Nasuwa się pytanie, czy w wypadku Białorusi taką politykę da się przeprowadzić? Czy można wprowadzić skuteczne sankcje gospodarcze, jeśli w tym kraju tak wielkie wpływy ma Rosja, która może dokręcać śrubę lub ją luzować niezależnie od naszych zachodnich sankcji? Jeśli uderza się punktowo sankcjami personalnymi, to przeważnie odczuwają to konkretne osoby lub firmy, lecz znaczenie w skali całego społeczeństwa jest mało zauważalne. Jednak i tak płaci się frycowe, ponieważ propaganda pokazuje to jako uderzenie w całą gospodarkę.

WW: Oczywiste jest, że propaganda Łukaszenki będzie zawsze pokazywała wszelkie działania Zachodu jako atak na Białorusinów. Jednak są oni już uodpornieni na taką tępą propagandę po tym, co wydarzyło się w ich kraju od wiosny tego roku. Czy Unia Europejska ma instrumenty i wolę do działania, które doprowadziłyby do odejścia Aleksandra Łukaszenki? Bruksela, m.in. za sprawą Polski przyjęła na początku października plan gospodarczy dla demokratycznej Białorusi. Wsparcie miało opiewać na kwotę co najmniej miliarda euro. Czy coś się zadziało w tym zakresie? Czy aby ta sprawa nie przestała już budzić zainteresowania w Brukseli i w Warszawie?

PK: Właśnie uczestniczyłem w naradzie parlamentarzystów europejskich – z PE oraz polskich i litewskich z naszych Sejmów, w sprawie Białorusi. Głównym problemem dzisiaj jest wytracenie impetu politycznego przez Warszawę i Wilno w kwestii forsowania sprawy białoruskiej. Jeśli Polska i Litwa nie będą naciskały na Brukselę w tej sprawie, dowiadywały się, jak realizowana jest obiecana przez Unię pomoc, to nikt za tę kwestie w Brukseli nie będzie się czuł odpowiedzialny. Reakcja instytucji unijnych wobec Białorusi, a nie Ukrainy czy Gruzji, czyli wobec państwa, które w percepcji wielu decydentów postrzegane jest niemal jak część Rosji, pozytywnie mniej zaskoczyła. W pierwszej fazie było jej stosunkowo dużo. Jednak dzisiaj wyraźny jest już brak konsekwencji Brukseli. Unia nie potrafi utrzymać uwagi na Białorusi.

Brakuje wyraźnych sygnałów wysyłanych wobec społeczeństwa białoruskiego. Brakuje również deklaracji politycznych ze strony najważniejszych urzędników unijnych. Uważam, że ze strony Wspólnoty powinno pójść duże wsparcie humanitarne, także poza zaangażowanymi kręgami polityków i aktywistów.

Na poziomie politycznym wsparcie powinno polegać na otoczeniu opieką polityczną ok. 100-200 białoruskich działaczy. Do tego wsparcie dla organizacji pozarządowych i niezależnych mediów. To wszystko razem dałoby spodziewany efekt. Oprócz tego powinny być wysyłane stałe sygnały polityczne, których obecnie brak. Można powiedzieć, że Białorusini na ulicach zamęczyli bardziej Unię Europejską niż Łukaszenkę. Politycy Unii Europejskiej najwyraźniej nie wiedzą co robić z tak wielką mobilizacją. Rzadko kiedy ma się przecież do czynienia z tak długo trwającą falą protestów. Trzeci pakiet sankcji stanowi moim zdaniem w tym momencie maksymalny zakres restrykcji jakie mogą być zastosowane przez Unię wobec białoruskiego reżimu. Ustalając sankcje, trzeba znaleźć wspólny mianownik na sprawę pomiędzy poglądami Cypru a Litwy. Polska pierwszy raz nie odgrywa w tym procesie roli skrajnie skrzydłowego, co w sumie jest dla nas korzystne.

WW: A jaki wpływ na obserwowane na Białorusi wydarzenia będzie miał nowy prezydent USA Joe Biden? Czy nowa amerykańska administracja nie stanie się nowym impulsem i nadzieją dla sprawy białoruskiej? Czy Biden poruszy ją w pierwszej rozmowie z prezydentem Władimirem Putinem?

PK: Nie sądzę, aby sprawa Białorusi, czy szerzej problemy obszaru postsowieckiego, stały się pierwszoplanowymi priorytetami Waszyngtonu. Jednak z pewnością polityka Bidena będzie bardziej aktywna i wyczulona na kwestie jakości demokracji niż jego poprzednika. Będzie bardziej wyczulona na sprawy związane z prawami człowieka. Jednak będzie też kontynuacja, czyli utrzymanie linii, którą miały Stany Zjednoczone w ostatnich dwóch latach, tzn. komunikowania się z reżimem białoruskim w jakimś zakresie – i to też jest zrozumiałe. Możliwe, że mocniejsza politycznie Ameryka będzie w stanie złożyć jakąś ofertę polityczną Putinowi. Konflikt na Białorusi jest obecnie w stanie mocnej inercji. Wszystkie siły się znoszą. Być może nowym impulsem byłoby pokazanie Putinowi, że będzie mu się opłacać pewna zmiana. Problemem jest kwestia, jak to przestawić zewnętrznie, ponieważ oznaczałoby to, że państwo trzecie rozmawia o przyszłości Białorusi z przywódcą Rosji „ponad głowami Białorusinów”. Jednak każdy kto się zajmuje polityką, rozumie, że tak wygląda kuchnia polityczna w tego rodzaju sytuacjach.

Bush z Gorbaczowem przecież też rozmawiał o przyszłości Polski w latach przełomu. To nie jest tak, że tego się nie robi. Natomiast to bardzo źle brzmi jak wychodzi na zewnątrz. Być może Władimir Putin rozgrywa ten scenariusz. Być może najbardziej prawdopodobnym scenariuszem z punktu widzenia gospodarza Kremla jest utrzymanie u władzy Aleksandra Łukaszenki przez kolejne trzy lub cztery miesiące, a w tym czasie zakupienie co bardziej smakowitych białoruskich sreber narodowych, czyli przynoszących dochód dużych firm, co oznaczałoby zwiększenie rosyjskiej kontroli nad białoruską gospodarką. Być może głownie dlatego Putin utrzymuje sztucznie Łukaszenkę przy władzy, zdając sobie sprawę, że na dłuższą metę nie da sobie z nim rady, bo nie posiada on odpowiedniej legitymizacji. Myślę, że paradoksalnie administracja Bidena może dołożyć dwa elementy do obecnej sytuacji: przyspieszenie działań Putina, które pozwoliłyby na uruchomienie procesu prowadzącego do nowych wyborów na Białorusi oraz większą wrażliwość na kwestie praw człowieka, na przykład zdecydowany sprzeciw, gdyby dochodziło znowu do brutalnych pacyfikacji protestów.

WW: Na przełomie sierpnia i września polski rząd opracował pakiet pomocowy o nazwie „Solidarni z Białorusią”, opiewający na sumę 50 milionów złotych. Jak Pan ocenia jego realizację? Czy zwiększyła się liczba białoruskich studentów pobierających naukę w Polsce? Czy organizacje pozarządowe i niezależne media na Białorusi otrzymały pomoc finansową? Jakie działania na rzecz Białorusi podejmują polscy europosłowie?

PK: Polscy europarlamentarzyści mogą i powinni kontrolować działania instytucji unijnych w zakresie wspomagania Białorusinów. Bardzo pozytywnie oceniam polskie wsparcie udzielane ludziom nauki i studentom z Białorusi. Programy uruchomione za rządowe pieniądze, przykładowo w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, będą obejmowały kilkaset osób. Jest to już duża skala działania. Dalej przekazanie nowej siedziby dla Białoruskiego Domu w Warszawie, jego finansowanie oraz wsparcie dla niezależnych mediów białoruskich, jak również telewizji Biełsat, która dzięki determinacji Agnieszki Romaszewskiej się wzmacnia, oznacza, że tych działań i inicjatyw jest całkiem dużo. Jest to bardzo optymistyczne.

Problemem pozostaje stałość nastawienia polskiego rządu. Musi on nadal aktywizować Unię Europejską w sprawie Białorusi. Obecnie tego bardzo brakuje. Odbija się rykoszetem ogólna słabość polskich władz na forum Unii Europejskiej.

Mamy do czynienia z sytuacją, w której polski rząd zaangażował się w niepotrzebną kłótnię o unijny budżet i od lat wchodzi w jakieś niepotrzebne awantury, w związku z tym jest mu trudniej załatwiać takie sprawy jak kwestia białoruska. Mam wrażenie, że niektórzy politycy w polskiej elicie władzy nie postrzegają tego zagadnienia jako kwestii bezpieczeństwa, tylko jako pewne hobby, w dobrym tego słowa znaczeniu. Jako swoiste „pomagactwo”. Jeśli pomaga się, to można to robić, ale w sumie „się nie musi”.

WW: Czy można jeszcze zrobić coś więcej?

PK: To co można jeszcze zrobić i co strategicznie jest najważniejsze, to pomóc politycznie. Po polskiej stronie działania praktyczne są. Brakuje mi dwóch elementów: dużej pomocy humanitarnej, na przykład dostarczonej przez kościoły albo organizacje kobiece, oraz kontaktów społecznych przez tego typu organizacje. Chodzi mi o to, żeby z pomocą zejść jak najniżej w strukturze społecznej po to, aby w percepcji białoruskiego społeczeństwa nie dotyczyła ona tylko działaczy i polityków. Na poziomie politycznym, tak jak wcześniej mówiłem, polski rząd musi szukać wsparcia Unii Europejskiej. Jeśli polski lub litewski rząd się tym nie zajmą, to nikt się tym nie zajmie, bo nie ma takiego interesu.

WW: Na koniec naszej rozmowy chciałem Pana poprosić o próbę nakreślenia najbardziej prawdopodobnego scenariusza na przyszłość dla Białorusi.

PK: Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje mi się scenariusz, który określam mianem kondominialnego.

Moskwa pod naciskiem Zachodu, na przykład silnej nowej administracji amerykańskiej, dopuszcza przeprowadzenie wyborów. Łukaszenka i jego mądrzejsi współpracownicy będą szukali jakiejś drogi negocjacji, żeby dokooptować część opozycji do obozu władzy i utrzymać ją. Sztuką będzie wtedy nie dać się w to wciągnąć, ale szybko doprowadzić do wyborów.

Na razie na szczęście nikt poważny z opozycyjnych sił białoruskich się nie łapie na takie podejście. Odpowiedzią na to, przy gwarancjach międzynarodowych, mogłoby być przeprowadzenie wyborów z zastrzeżeniem, że Białoruś nie wyjdzie z rosyjskiej sfery bezpieczeństwa jako rozwiązanie przejściowe. W końcu Białoruś jest mocno powiązana prawnie z Rosją. To musiałoby być wprowadzone w taki sposób, żeby wszyscy na Zachodzie zrozumieli, że jest to, jak mawiał Lech Wałęsa, mądrość etapu i że jest to rozwiązanie przejściowe. Taki scenariusz widzę dzisiaj jako najbardziej prawdopodobny i realistyczny.

Jednak jakieś niespodziewane czynniki mogą spowodować, że to będzie wyglądało inaczej. W tym rozwiązaniu Swiatłana Cichanouska i jej ekipa byliby odpowiedzialni za proces przejścia. W tej opcji Wiktar Babaryka lub ktoś inny akceptowalny przez Kreml mógłby wystartować na prezydenta, opozycja znalazłaby się w parlamencie, być może uzyskałaby większość albo na jakiś warunkach mogłaby współtworzyć rząd z pozostałością partii Łukaszenki. To razem wziąwszy dałoby „sytuację transformacyjną”, czyli punkt wyjścia do czegoś więcej. Niekoniecznie to jest najlepsze rozwiązanie, ale dzisiaj wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, konieczne jest przełamanie politycznej inercji. To pierwszoplanowa kwestia.

Zdjęcie: Michał Fludra / newspix.pl

Autor: Wojciech Wojtasiewicz

dziennikarz dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” piszący o Europie Wschodniej; publikował w: Polityce, Newsweeku, Tygodniku Powszechnym, Dzienniku Gazecie Prawnej, New Eastern Europe, Open Democracy, Krytyce Politycznej, HolisticNews, Międzynarodowym Przeglądzie Politycznym, Onet.pl, Interia.pl, Queer.pl; komentator TVN24 i TOK FM.

Zobacz wszystkie wpisy od Wojciech Wojtasiewicz → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *