Białoruś 2020: Czas na #EWAlucję

Kampania prezydencka 2020 w Białorusi była dramatyczna. Aleksander Łukaszenka, znany jako „ostatni europejski dyktator”, u władzy od 1994 roku, planował świętować swoje zwycięstwo w wyborach po raz szósty. Spotkał się jednak z brakiem poparcia wśród większości społeczeństwa i głębokim kryzysem legitymizacji jego władzy.

W ciągu ostatnich trzech miesięcy masowa obywatelska mobilizacja w Białorusi dramatycznie urosła w siłę i osiągnęła niespotykany dotąd poziom, przyćmiewając mniejsze protesty z 1996, 2006, 2010-2011 i 2017 roku. Obywatele wyrazili swoje poglądy poprzez różne formy pokojowych protestów: śpiew, muzykę, klaskanie, marsze, jazdę na rowerze, białe bransoletki, biało-czerwono-białe flagi oraz gromadzenie się w miejscach publicznych, w celu okazania wsparcia dla kandydatów opozycji (zarówno tych zarejestrowanych w wyborach, jak i tych, których zdyskwalifikowano).

9 sierpnia, czyli dzień wyborów, mógł być dniem pokojowego, zgodnego z prawem przekazania władzy, zamiast tego wyznaczył początek krwawych rządów terroru, wymierzonego przeciwko białoruskiemu narodowi przez jego samozwańczego, wybranego bezprawnie „prezydenta”. Dyktator próbuje utrzymać swój reżim za wszelką cenę, wszystkimi możliwymi środkami, w tym przemocą i nadużyciem. Niedawno cały świat oglądać mógł jego demonstrację władzy, gdy wraz z synem Nikołajem (15 lat) pojawili się w pełnym umundurowaniu, wymachując karabinami, zaraz po tym, jak służby rozgoniły uczestników wiecu pokojowego.

Zwiększone represje przeciwko politycznym oponentom i zwykłym obywatelom nie przyniosły jednak efektu, na jaki liczył Łukaszenka. Wręcz przeciwnie, zmobilizowały one tych, którzy wcześniej nie angażowali się w politykę. Obecnie, jak kraj długi i szeroki, miliony Białorusinów biorą udział w masowych zgromadzeniach, wyrażając sprzeciw wobec wyborczego oszustwa, samozwańczego prezydenta oraz brutalnego użycia siły przez państwo. Cały kraj krzyczy do Łukaszenki: Odejdź!

Świat z uwagą śledzi wydarzenia w Białorusi i zastanawia się, skąd wziął się ten odważny protest, ta żelazna determinacja, to gorące pragnienie pokojowej zmiany oraz tak niesamowite poczucie solidarności i wzajemnego wsparcia.

 „Mury” reżimu pewnie w końcu runęłyby ze względu na gospodarcze i polityczne procesy, które przez lata miały miejsce w postsowieckiej Białorusi. Dlaczego jednak dzieje się to teraz?

Powodów jest wiele. Postaram się tu jednak dokonać analizy jednej, kluczowej przyczyny, która wyjaśnia specyfikę tej kampanii wyborczej i całej obecnej sytuacji.

Cechą, która najbardziej wyróżnia kampanię 2020 jest jej „kobieca twarz”. Na początku była to twarz Ewy, bohaterki obrazu francuskiego modernisty, żydowskiego pochodzenia, Chaima Soutine’a, który pochodził z Białorusi. Gdy Wiktar Babryka, były szef Biełhazprambanku i kandydat na prezydenta, którego w wyborach Łukaszenka obawiał się najbardziej, został zatrzymany pod pretekstem sztucznych zarzutów, „zaaresztowano” także kolekcję dzieł należącą do jego banku, w tym Ewę Soutine’a. Milcząca, acz stanowcza Ewa stała się symbolem masowych protestów, solidarności i nadziei dla Białorusi, użyczając swojego imienia „powstaniu mas” – „Ewalucji” (#евалюция).

Ewa była pierwszą kobietą, która zjednoczyła Białorusinów z całego świata w ich walce przeciwko milicyjnemu reżimowi Łukaszenki. Prawdziwa Ewalucja zaczęła się jednak 16 lipca, gdy na scenie politycznej pojawiły się rzeczywiste kobiety. Poruszająca fotografia, przedstawiająca trzy kobiety, która została opublikowana razem z oświadczeniem, że trzy ugrupowania zostaną strategicznie połączone by wesprzeć jednego kandydata, natychmiast przyciągnęła uwagę światowych mediów.

Trójka ze zdjęcia to: Swiatłana Cichanouska, oficjalnie zarejestrowana, niezależna kandydatka, która zdecydowała się wziąć udział w wyborach w miejsce swojego męża, którego aresztowano pod fałszywymi zarzutami dwa miesiące wcześniej, i który wciąż przebywa w więzieniu, Maryja Kalesnikawa, flecistka, dyrygentka i menadżerka sztuki, odpowiedzialna za kampanię prezydencką Wiktara Babaryki, gdy ten wraz z synem zostali aresztowani, oraz Weranika Capkała, była dyrektorka głównego centrum technologii Hi-Tech Park, która musiała opuścić kraj przez groźby, jakie stosowano wobec niej i jej dzieci.

Wiadomość o połączeniu ugrupowań natychmiast zmieniła sytuację polityczną w całym kraju. Po tym jak zamknął w więzieniu lub pozbył się z kampanii swoich głównych męskich rywali, autorytarny przywódca znalazł się pułapce – teraz walczyć miał przeciwko silnym, niezależnym i charyzmatycznym kobietom, które wyraziły głośno swój sprzeciw wobec panującego reżimu, zamiast milcząco trwać w cieniu męskich kandydatów.

Łukaszenka wielokrotnie powtarzał, że bez poparcia kobiet nigdy nie zostałby prezydentem. To prawda, że przez długi czas kobiety stanowiły jeden z głównych filarów wsparcia dla białoruskiego autorytaryzmu. Jaka drastyczna zmiana zaszła więc wiosną i latem 2020 roku, że Łukaszenka nie może już dłużej polegać na ich lojalności?

Po 26 latach swojej prezydentury, Łukaszenka najwyraźniej zatracił kontakt z rzeczywistością. Przegapił moment, gdy nowe pokolenie weszło na scenę polityczną. Kobiety z tego pokolenia to obywatelki zglobalizowanego, cyfrowego świata. Wyznają inne wartości, mają rozmaite wizje swoich karier i odmienne od panującego, rozumienie wolności osobistej. Nawet jeśli nie uważają się za feministki, to zdecydowanie odrzucają prymitywne poglądy prezydenta na temat miejsca kobiet w społeczeństwie. Nie chcą być jedynie dodatkiem do systemu, który jest im obcy i który ich głównym celem określa „gotowanie barszczu” (jak radziła 10 lat temu koleżankom aktywistkom Lidzija Jarmoszyna, zachowawcza szefowa Centralnej Komisji Wyborczej). Zamiast tego, chcą aktywnie uczestniczyć w tworzeniu innej politycznej rzeczywistości, która sprzyjać będzie ich zawodowej i osobistej samorealizacji.

Innymi słowy, kobiety z nowego pokolenia wyborców z całą pewnością nie stanowią elektoratu obecnego prezydenta. Autorytarny przywódca nie jest dla nich ani gwarantem Konstytucji, ani obrońcą ich praw – wręcz przeciwnie. Trzy kobiety, które rzuciły wyzwanie rządom Aleksandra Łukaszenki reprezentują nową, wyemancypowaną, miejską, wykształconą, a także społecznie i kulturowo zróżnicowaną Białoruś. W obronie swoich praw, białoruskie kobiety mówią reżimowi: „Nie reprezentujesz nas! Nawet nie wiesz, kim jesteśmy” (co przypomina hasła uczestników ruchu Okupuj Wall Street z 2012 roku).

Zdecydowanie za długo kobiety nie mogły brać czynnego udziału w życiu politycznym. Tradycyjnie sfera publiczna, ukształtowana jeszcze za czasów starych mediów, zdominowana była przez mężczyzn. Nadejście nowych technologii znacząco podkopało patriarchalne normy, które blokowały kobietom drogę do polityki. 80% Białorusinek (w wieku od 16 do 72 lat) aktywnie używa Internetu – wiele z nich wyraża swoje opinie za pomocą Twittera, vk, Youtube’a, Instagrama, Facebooka i innych mediów społecznościowych.

Warto podkreślić również, że w toku tej kampanii wyborczej, powstały triumwirat kobiet oraz jego elektorat posługiwały się w dużej mierze na nowymi technologiami informacyjnymi,
a szczególnie na platformach internetowych takich jak Golos (Voice), Zubr, Honest people, etc. Służyły one do organizacji spotkań w różnych miastach, zwiększania widoczności kampanii, wzmacniania solidarności między zwykłymi ludźmi, a zwłaszcza do ujawniania oszustw wyborczych.

Cechą wyróżniającą Ewalucję jest gotowość kandydatów opozycji i ich popleczników do ścisłego przestrzegania wszelkich prawnych procedur i działania zgodnie z prawem. Ten rozdźwięk między brutalną przemocą, stosowaną przez państwowy aparat represji, a wolną od przemocy manifestacją zwyczajnych ludzi, którzy pokojowo wychodzą na ulice, jest uderzający. Młodym ludziom może się to wydawać naiwne – trzymanie się za ręce
w oczekiwaniu na atak OMON-u (oddziałów prewencyjnych milicji), głośne intonowanie „Milicja – z ludźmi!”, ubrane na biało kobiety z kwiatami we włosach, formujące łańcuchy solidarności w całym kraju po trzech przerażających dniach przemocy ze strony państwa. Nie są to jednak symbole słabości, to wyznaczniki nowej politycznej kultury, która idzie w parze z pragnieniem protestujących, by przywrócić system prawny i działać wyłącznie w jego ramach, zgodnie z prawem.

Na każdym proteście Maryja Kalesnikawa wzywała protestujących by „dziobali, dziobali, aż wydziobią tę władzę”. Zgodnie z tym wezwaniem, obywatele powinni podkopywać wiarygodność i stabilność systemu właśnie poprzez konsekwentne i uparte żądanie, by reżim przestrzegał prawa. Ogromna liczba oficjalnych skarg dotyczących naruszenia zagwarantowanych konstytucyjnie praw obywatelskich ujawnia absurd sytuacji, w której prawa te łamane są na prawo i lewo. Bez tych skarg, wniesionych przez tysiące Białorusinów, lojalni urzędnicy w dalszym ciągu wierzyliby, że każde naruszenie prawa w imię reżimu usprawiedliwia ich działania. Należy tu podkreślić, że prawie trzy tygodnie po wydarzeniach z 9-12 sierpnia, wciąż nie wszczęto choćby jednego postępowania sądowego przeciwko inicjatorom aktów przemocy (przy ponad 600 wnioskach, które zostały złożone do sądów).

Kompletna pogarda reżimu dla prawa oraz nieograniczona władza państwowego aparatu represji wybrzmiały szczególnie mocno w wydarzeniach, które miały miejsce zaraz po wyborach 9 sierpnia.

Władze wierzyły, że ponownie wszystko ujdzie im na sucho. Łukaszenka i jego otoczenie nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, jak znacząco wzrosła świadomość prawa wśród zwykłych obywateli w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy: ludzie zaczęli bronić swoich praw obywatelskich, zrozumieli, że muszą chronić Konstytucję i podział władzy, nauczyli się pisać wnioski sądowe i żądać, by władza przestrzegała prawa.

W konsekwencji terroru, który miał miejsce w dzień wyborów, ludzie postanowili przestać ustępować reżimowi, który zasadza się na bezprawiu. Po raz pierwszy od wielu lat, ministrowie i urzędnicy zmuszeni są do wygłaszania przeprosin, czy publicznego składania wyjaśnień. W końcu zaczęło docierać do nich, jakie mogą być konsekwencje łamania prawa.

W międzyczasie Białorusini rozpoczęli kampanię, która ma na celu odebranie mandatów obecnym posłom białoruskiego parlamentu. Ta wizja jest, póki co, bardzo odległa, ich kampania jest jednak jak najbardziej zgodna z prawem, mimo że wszyscy wiedzą, że każda decyzja należy do prezydenckiej wierchuszki. Niemniej jednak posłowie będą musieli podjąć jakieś działania, jeśli nie chcą ryzykować utraty mandatów. Ze wszystkich 110 posłów, tylko jeden przemówił i wnioskował do sądu o ściganie osób, które dopuściły się aktów przemocy na uczestnikach pokojowego protestu. Pozostali w dalszym ciągu udają, że nic się nie stało i nie dzieje się dalej (pewnie oglądają tylko państwową telewizję).

Stara opozycja uważa „ścieżkę kobiet” do władzy za nieprzekonującą i nie przynoszącą efektów. Jej działacze twierdzą, że bez zorganizowanego oporu, który także odpowie siłą, nie uda się obalić autorytarnego systemu. Kobiety przyjęły jednak zgoła inną strategię – za cel stawiają sobie położenie fundamentów wśród różnych grup społecznych, pod przyszłe demokratyczne zmiany. Robią to w taki sposób, by wszyscy zobaczyli, że mogą być czołowymi uczestniczkami życia politycznego i społecznego, w którym zapadają kluczowe dla kraju decyzje. Zjednoczyły rozproszonych obywateli, tworząc społeczność, która chce uwolnić się spod jarzma dyktatury.

Kampania wyborcza Swiatłany Cichanouskiej była nadzwyczaj pogodna, kolorowa i pomysłowa. Stworzyła atmosferę święta i przyniosła ludziom radość – jej wspomnienie wróciło w ostatnich dniach pełnych smutku i strachu. 13 sierpnia, tysiące kobiet ubranych na biało, z kwiatami w rękach, wyszło na ulice, by pocieszyć i dać nadzieję coraz bardziej zniechęconym i wystraszonym, mobilizując tym samym miliony obywateli do udziału
w zgromadzeniach i przystępowania do strajków. Swiatłana Aleksijewicz, jedyna Białorusinka, która otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury (2015), powiedziała ostatnio: „Kobiety zdały sobie sprawę, że mogą i powinny coś zrobić, że kiedyś powiedzą swoim dzieciom: zrobiłyśmy wszystko, co było w naszej mocy”.

W swoim przedwyborczym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym, Łukaszenka mówił: „Białoruś to moja ukochana. Nie pozwala się odejść ukochanej”. Dla wielu białoruskich kobiet nie brzmiało to jak deklaracja miłości, tylko groźba gwałciciela pod adresem ofiary. W rzeczywistości, cały kraj jest niczym zakładnik w rękach dyktatora. Białoruskim kobietom udało się sprawić, że dyktator zrozumiał ich zaangażowanie w sprawę
i to, że nie może dłużej ignorować ich chęci zmian. Odpowiedziały one reżimowi: Miłości nie można nikomu narzucić. Odejdź!

Nie wiemy co stanie się w nadchodzących dniach, tygodniach i miesiącach, ale jedna rzecz jest pewna: jesteśmy świadkami końca reżimu Łukaszenki i nadchodzącego upadku systemu opartego na przemocy i represjach, który zbudował. Białoruś zmieniła się na zawsze. Zmiany te są nieodwracalne. Nadszedł czas Ewalucji.

Tłumaczenie: M. J. Kowalewska

Zdjęcia: tut.by, Reuters, Bełsat

Źródło

Autor: Almira Ousmanova

badaczka feministyczna i filozofka; profesorka i wykładowczyni na Wydziale Nauk Społecznych, Kierowniczka Laboratorium Nauk nad Kulturą Wizualną i Sztuką Współczesną na Europejskim Uniwersytecie Humanistycznym (Wilno, Litwa).

Zobacz wszystkie wpisy od Almira Ousmanova → Zobacz całą redakcję portalu →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *