Alaksandra Hierasimienia: „Łukaszenka myślał, że sportowcy będą milczeć”

Alaksandra Hierasimienia, trzykrotna medalistka olimpijska, mistrzyni świata i Europy w pływaniu, opowiedziała telekanałowi „Nastojaszczeje wriemia”, dlaczego sportowcy nie milczą o wydarzeniach w Białorusi, a także o swoich wrażeniach z osobistych kontaktów z Alaksandrem Łukaszenką.

– Czy dla Łukaszenki było istotne, jak zareagowali zawodowi sportowcy na to, co się dzieje?

– Chcę zauważyć, że w zasadzie sport był wykorzystywany jako dobry sposób na propagowanie władzy, promowanie działań rządu. I oczywiście, kiedy środowisko sportowe wyraziło swoją niezgodę, gdy został napisany list z żądaniem unieważnienia wyborów, zaprzestania przemocy i innymi wymaganiami – oczywiście, był to dla władzy duży cios, ponieważ wszyscy (myślę, że bardzo wielu) spodziewali się, że sportowcy przemilczą sprawę.

– Cios dla Łukaszenki?

– Oczywiście. To był cios szczególnie dla niego, ponieważ założył, że sportowcy się nie odezwą. Nas zawsze przekonywano i nadal się przekonuje, że sport jest poza polityką. Chociaż teraz nie mówimy już o polityce, mówimy bezpośrednio o ludziach, życiu i samowoli władz, która ma miejsce w naszym kraju.

– Spotkałaś się z nim wiele razy. Jak zachowywał się w stosunku do ludzi, którzy przywozili do kraju medale? Czy przymilał się do nich, czy po ojcowsku, tak generalnie, odnosił się do sportu zawodowego?

– Tak, można powiedzieć, że po ojcowsku. Oznacza to, że dawało się odczuć, że wszystkie zasługi, które mieliśmy, wynikały tylko z jego pomocy, z jego wsparcia. Chociaż, oczywiście, poparcie z pewnością było, zaprzeczanie temu byłoby niewłaściwe. Jednak utalentowany sportowiec sprawdziłby się zarówno w Białorusi, jak i w każdym innym kraju. Ale wszystkie nasze zasługi były postrzegane tylko jako wynik działań władz, że tak powiem.

– A jaki on jest ogólnie dla was w osobistej komunikacji?

– Nie miałam okazji rozmawiać na wolne tematy, nie było możliwości zadawania pytań, bo zawsze wszystkie spotkania były regulowane. A jeśli jednak udało ci się o coś zapytać, to bardzo prędko ktoś podbiegał i od razu próbował w jakiś sposób pytanie przeformułować, a nawet zatrzeć. Dlatego od razu było widać, że to osoba autorytarna, nie akceptująca opinii innych i że lepiej tej opinii w ogóle nie wyrażać.

– Czy ktoś z rządowej ekipy próbował skontaktować się z tobą w czasie protestów? Coś w rodzaju: „Och, Sasza, czy pamiętasz, ile jemu zawdzięczasz? Przejdź teraz na naszą stronę” i tak dalej. Czy nie było takich prób?

– Osobiście nikt do mnie nie dzwonił, nikt nie przyszedł. Ale szeroka akcja rozegrała się na portalach społecznościowych, gdzie pisano do mnie różne paskudztwa, gdzie nazywano mnie zdrajczynią. Pytano mnie, jak śmiałam, skoro ojczyzna mnie wychowała, wszystko mi dała, podarowała, wzbogaciła, a ja ją zdradziłam.

 

Przetłumaczone z https://www.svaboda.org/a/30895489.html

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *