Ludmiła Ramanenka, 77-letnia emerytka z Mińska, wybrała się w niedzielę na miasto, a skończyła dzień w szpitalu.
Zdjęcie podpisane „Ludmiła Iwanauna z własnoręcznie zrobionym plakatem”. Tekst na plakacie: „Jesteśmy za pokojem. Żywie Białoruś. Precz z sadyzmem.”
„W niedzielę 11 października byłam przy Stelli. Przyjechałam odetchnąć świeżym powietrzem i wyrazić swoją opinię. Byłam sama, dzieci tego dnia były w pracy – opowiada kobieta. – OMON zaczął zatrzymywać ludzi. Kobiety podchodziły do milicjantów i wykrzykiwały, żeby je uwolnili. Podeszłam też.
OMON-owiec złapał mnie za rękę i rzucił mną o ziemię. W moim odczuciu, on chwycił tak mocno, że od razu złamał. Ręka natychmiast opadła. Rzucił mną jak kocięciem.
Podniosłam się, najpierw myśląc, że to zwichnięcie. Ale przyjechała karetka i zabrała mnie do szpitala. Zrobili zdjęcie, diagnoza – złamanie z przemieszczeniem i odłamkami kości”.
Ludmile Iwanaunie założono gips, później zostanie wykonany zabieg usunięcia fragmentów i złożenia kości.
„Kierownik oddziału uspokajał: wszystko będzie dobrze. Boli mnie ręka, codziennie dostaję środki przeciwbólowe – mówi Ludmiła Iwanauna. – Dokładnej daty zabiegu jeszcze nie wyznaczono.
Jak można tak z ludźmi postępować? Co wyprawia bezpieka? To, co się dzieje, jest straszne, tak być nie powinno.
I nie wierzę, że ktoś zostanie ukarany za moje złamane ramię. Znajomi zaoferowali pomoc, sugerując, że powinnam napisać oświadczenie, ale widzę sytuację w kraju. Czy napiszę – jeszcze nie wiem.
Ponadto emerytka teraz czeka na wizytę milicji, ale z jakiego powodu milicjanci się zjawią – sama nie wie.
„Kiedy zabrano mnie do szpitala, powiedziałam lekarzom, że mnie chwycił OMON-owiec. Lekarz na to: to sprawa karna, przyjdzie do pani milicja. Ale czy chodzi o akcję, czy o moją rękę – nie zrozumiałam” – przyznaje Ludmiła Ivanauna.
Na razie emerytka siedzi w domu – boi się jeszcze bardziej uszkodzić złamaną rękę. Mówi, że inaczej znów byłaby na akcjach.
„Byłam na ostatnim marszu emerytów. W tym również bym poszła, gdyby ręka była cała.
Podziwiam dziewczyny, które wychodzą z białymi kwiatami. Też chodziłam z nimi. Moje stanowisko jest proste, jestem przeciwna przemocy i morderstwom.
Jeśli zostanę ukarana – cóż, nic nie poradzę. Niech nakładają te swoje grzywny. Urodziłam się w czasie wojny, więc jeśli będę musiała zapłacić duże grzywny mogę nawet głodować. Posiedzę o chlebie i wodzie, niech żyje Białoruś.
W końcu to, co wyprawiają siły bezpieczeństwa… Widziałam bicie chłopców, łapanie dziewcząt. Ludzie o tym nie zapomną. Wszyscy ludzie są przeciwni temu, co się dzieje, bo trwa niszczenie narodu” – mówi emerytka.
Przetłumaczono z https://nashaniva.by/?c=ar&i=260682